Bardzo wcześnie rano, gdy ulice Kalkuty były jeszcze relatywnie puste, wiele autobusów miejskich pędziło w stronę głównego dworca. Mimo, że napis nad przednią szybą dokładnie wskazywał autobusową destynację, biletowy krzyczał na całe gardło do czekających na ulicy ludzi: „Howrah! Howrah! Howrah!”. Howrah to największy i najważniejszy dworzec kolejowy w stolicy Bengalu Zachodniego. Ba! To największy dworzec kolejowy w całych Indiach. I to właśnie na nim rozpoczęła się nasza pierwsza indyjska przygoda kolejowa.
Koszmarny tłum na dworcu i w jego okolicach nie był dla nas zaskoczeniem, ale i tak robił wrażenie. Zanim weszliśmy do podziemnego przejścia uderzył nas widok śmieci. Zresztą nie tylko widok, ale także ich odór zmieszany z drażniącym zapachem moczu. Na dworcu panował olbrzymi ruch. Masy indyjskiej populacji z wielkimi bagażami przemieszczały się w każdą stronę dworcowej przestrzeni. W wielu miejscach ludzie siedzieli lub leżeli na podłodze. Inny świat. Zabrakło wtedy chyba tylko bezpańskich krów, które później były stałym elementem krajobrazu niemal każdej stacji kolejowej w kraju.
Wagony w indyjskich pociągach dzielą się na kilka klas. Różnią się one od siebie standardem i oczywiście ceną. My w podróż międzymiastową zawsze wybieraliśmy najtańszą możliwą do zarezerwowania opcję. W praktyce oznaczało to niemal wszystkie podróże w klasie „sleeper”. Tylko raz podróżowaliśmy w klasie z miejscami do siedzenia. Na długich dystansach odpuściliśmy sobie klasę „second class”, którą charakteryzuje niewyobrażalne zatłoczenie i brak możliwości rezerwacji miejsc. Woleliśmy dołożyć parę złotych (dosłownie), ale mieć pewność, że zmieścimy się do pociągu i że nie będziemy musieli stać w ścisku przez kilkanaście godzin. Zresztą... krótka przejażdżka koleją podmiejską w Kalkucie skutecznie zniechęciła nas do tego typu kolejowych doznań (zdjęcie poniżej).
Indie dla przedstawicieli świata zachodniego to kraj niezwykle tani. W związku z tym ekstremalnie tanie są także bilety na podróże kolejowe. Za przejazd 1092 km w klasie „sleeper” z Khajuraho do Udaipuru zapłaciliśmy 425 rupii na osobę (ok. 21 zł), za przejazd prawie 1300 km tą samą klasą z Agry do Mumbaju zapłaciliśmy 500 rupii na osobę (ok. 24,5 zł), a za przejazd 300 km z Udaipuru do Ajmer w klasie z miejscami siedzącymi zapłaciliśmy tylko 120 rupii na osobę (niecałe 6 zł). Jak widać podróże kolejowe w Indiach są bardzo ekonomiczne.
O co chodzi? „Tatkal Quota” jest pulą biletów przeznaczoną dla osób, które teoretycznie musiały podjąć decyzję o podróży spontanicznie, np. w dzień przed wyjazdem i z tej przyczyny nie mogły zarezerwować biletu np. tydzień wcześniej. Jest to więc w zasadzie taka pula awaryjna. Biletów z tej puli nie można rezerwować z wyprzedzeniem. Ich sprzedaż rusza dopiero około godziny 10:00 w dzień poprzedzający wyjazd, niezależnie od godziny odjazdu pociągu. Bilety z „Tatkal Quota” są droższe, ale zapewniają miejsce siedzące/leżące w pociągu. Druga opcja to kupno biletu z „waiting list”. Taki bilet możemy zarezerwować np. tydzień wcześniej. Kosztuje tyle samo, co zwykły bilet i zapewnia nam możliwość podróżowania np. w wagonie klasy „sleeper”, jednak nie zapewnia nam już w nim własnego miejsca. W praktyce trzeba pytać konduktora o przydział jakiegoś tymczasowo wolnego miejsca lub po prostu wpychać się innym podróżnym na ich miejscówki. Ta druga opcja jest bardziej popularna wśród indyjskiej społeczności, dlatego właśnie obcokrajowcy często się dziwią, gdy widzą, że w przedziale przeznaczonym dla sześciu osób siedzi na przykład dziesięciu Hindusów.
Oczywiście oprócz awaryjnej puli „Tatkal” oraz biletu z „waiting list” jest jeszcze trzecia opcja. Prawdziwi zapaleńcy zawsze mogą próbować szczęścia w wagonach klasy „second class” bez rezerwacji miejsc. Może akurat jakaś część schodka przy wejściu będzie chwilowo niezajęta. Cóż... jazda na dachu wagonu została parę lat temu oficjalnie zdelegalizowana w całym kraju.
Na zakończenie zdjęcie bezpańskiej krowy, która na stacji kolejowej chodziła od okna do okna i żebrała o jedzenie. I dla jasności... nie był to w Indiach przypadek odosobniony.
Paweł