M.Zuiko Digital ED 300 PRO

Dobas

M.Zuiko Digital ED 300 PRO

M.Zuiko Digital ED 300 1:4 PRO

Dobas

M.Zuiko Digital ED 300 1:4 PRO

proofy – srufy

Dobas

proofy – srufy

Zależna w podróży

Zamiast podsumowania: Teksty na blogu, które chcieliście olać (ale ja wam nie dam!)

Zdaje się, że trzeba się z tym pogodzić. Rok dobiega końca. Gdy czytacie te słowa pakuję się właśnie na swój ostatni tegoroczny wyjazd – do Czech. To był bardzo, bardzo dobry rok!   Rok w liczbach 151 dni w podróży – no i po co ja płacę czynsz za mieszkanie?...

Zależna w podróży

Szalone restauracje we Lwowie, czyli gdzie zjeść, by nie umrzeć z nudów

Dlaczego Lwów cieszy bardziej niż Paryż? Bo w Paryżu, Londynie czy w Rzymie, by zjeść obiad muszę przełknąć głośno ślinę i zainwestować tyle, ile w Polsce starcza mi na 3 dni. W konsekwencji moja wystawna kolacja to curry lub hamburger z budki na ulicy. Tymczasem we Lwowie sprawa wygląda inaczej....

Zależna w podróży

Maroko: 9 miejsc, w które chciałabym wrócić

Gdy jechałam do Maroka, moje oczekiwania wobec tego kraju były bardzo wysokie. Północna Afryka, kraj pustynny, jedne z najważniejszych miast świata, jeśli chodzi o historię kultury. Do tego mit backpackerskiej wolności, wspaniałe góry i setki kilometrów wybrzeża. Niestety, zawiodłam się – słynna berberska gościnność okazała się sprzedana w imię komercji...

Nordic walking – fiński sposób na zdrowe życie

Zastrzyk Inspiracji

Nordic walking – fiński sposób na zdrowe życie

Zależna w podróży

Luftlmalerei: Bawarski street art

Wychodzę z pociągu na stacji Garmisch-Partenkirchen i chwiejnym krokiem idę tam, gdzie wydaje mi się, że powinno być centrum. Plecak na plecach ciąży bardziej niż zwykle, w głowie szumi od niewyspania. Jeszcze kilkanaście godzin temu byłam w Krakowie. W międzyczasie zaliczyłam: autobus do Katowic, autobus do Wiednia, pociąg do Monachium...

Magia sprzątania – idealny prezent świąteczny

Zastrzyk Inspiracji

Magia sprzątania – idealny prezent świąteczny

Zależna w podróży

16 rzeczy, które musisz wiedzieć, zanim pojedziesz na jarmark w Dreźnie

Wczoraj, 13 grudnia, wielbiciele podróżowania dostali wspaniały przedwigilijny prezent. Wróciły, zawieszone w marcu 2015 roku, bezpośrednie połączenia kolejowe pomiędzy Wrocławiem i Dreznem. Podczas gdy ja, jeszcze tydzień temu, pokonywałam tę trasę w 5 godzin i w międzyczasie przesiadałam się cztery razy, teraz można wygodnie wsiąść w stolicy Dolnego Śląska i...

Zależna w podróży

Sycylia: noclegi. Hotele, agroturystyki, hostele, pensjonaty

Najczęstsze maile, które od was dostaję, to pytania o polecane przeze mnie noclegi na Sycylii. Sumiennie staram się na nie odpowiadać, ale czasem nie mam czasu, czasem wam się nie chce napisać. Niepotrzebnie otwieramy maile, skoro wszystkie sprawdzone przeze mnie hotele, pensjonaty, apartamenty i hostele mogę zgromadzić w jednym miejscu....

Zależna w podróży

9 miejsc w Polsce, gdzie warto schować się przed światem

Grudzień na dobre rozsiadł się na progu mojej kamienicy. Z przechyloną na bok czapką Mikołaja, chwiejącą się panną pod pachą i z papierosem w ustach, przygarbił się wygodnie, rozkładając przy tym nogi na boki. Klnąc po angielsku, otworzył ruskiego szampana, po czym odpalił petardę i rzucił pod nogi, akurat przechodzącej...

Zależna w podróży

Fragmenty z kazachskich dróg II

Wycieczka autobusowa Pierwsza w nocy, ciasny autobus trzęsie się na prawo i lewo. Prędkościomierz na komórce pokazuje trzydzieści kilometrów na godzinę, momentami zwalnia do dwudziestu. Droga albo jest w remoncie, albo jej nie ma wcale. Ciemno. Żadnych lamp czy latarni. Wysilam wzrok, by przekonać się, że jestem na pustyni. 15...

Zależna w podróży

Jadą w podróż poślubną dookoła świata! Dzisiaj!

Rok temu przeczytałam w internecie artykuł o tym, że para blogerów wybiera się w podróż poślubną dookoła świata. Zainteresowało mnie to głównie z jednego powodu – tydzień wcześniej napisali świetny tekst o zaręczynach w Bolonii, czyli – dobrze to wiecie – w moim ukochanym mieście. Dwa miesiące później się poznaliśmy...

Zależna w podróży

Fragmenty z kazachskich dróg: autostop

I. Z rodzinką do kanionu Po przebudzeniu na pustyni zwijamy namiot. Wkładamy na plecy swoje kilkanaście kilo i zdeterminowani idziemy przed siebie. Co kilkaset metrów oglądamy się na główną drogę. Niech ktoś w końcu pojedzie! Jak pojedzie, to na pewno podwiezie, przecież nie byłby taki. Nadjeżdża samochód, którego nie powstydziłby...

Zależna w podróży

Fragmenty z kazachskiej drogi: autostop

I. Autostop do kanionu Po przebudzeniu na pustyni zwijamy namiot, wkładamy na plecy swoje kilkanaście kilo i zdeterminowani idziemy przed siebie. Co kilkaset metrów oglądamy się na główną drogę. Niech ktoś w końcu pojedzie! Jak pojedzie, to na pewno podwiezie, przecież nie byłby taki. Nadjeżdża samochód, którego nie powstydziłby się...

Książka, już prawie…

Dobas

Książka, już prawie…

Ice diving

Dobas

Ice diving

Zależna w podróży

Czy lwowska kawa jest lepsza?

Jednym z najważniejszych elementów kultury Lwowa są kawiarnie i związane z nimi zwyczaje. To tutaj rozwinęła się jedna z najznakomitszych kultur kawiarnianych w Europie. Tu nieprzerwanie od XVIII wieku intelektualiści spotykają się w licznych lokalach i nad kawą debatują o polityce, literaturze i nauce. Stąd w końcu pochodzi twórca pierwszej...

Zależna w podróży

12 powodów, dla których musisz zobaczyć Palermo

Chodzimy ciemnymi ulicami Palermo. Gdzieniegdzie nieproszony mężczyzna proponuje nam odprowadzenie pod mieszkanie, popilnowanie samochodu czy przyniesienie biletu parkingowego. Chcemy tylko, by dał nam spokój. Domy są poniszczone, na ścianach pamiętających zniszczenia II wojny światowej umieszczone zostały wątpliwej jakości, często wulgarne, graffiti. Czerwone światła jakby nie mają znaczenia, pasy ruchu zostały...

Zależna w podróży

Izrael: 10 miejsc, które zwaliły mnie z nóg

Rok temu o tej porze szykowałam się do mojej najważniejszej wycieczki 2014 roku. Do Izraela! Choć szykowałam się, to może za dużo powiedziane. Ot, podczytywałam powieści, oglądałam filmy i spokojnie czekałam na wyjazd. Nie spodziewałam się, że Izrael okaże się atrakcją roku. Okazał! Słuchajcie żaden kraj w historii moich podróży...

Zależna w podróży

Wschowa: Cmentarz, co to nie katolicki

Mamy szczęście. Już drugi rok pod rząd jadę na Wszystkich Świętych do Leszna, a po lewej i prawej stronie wokół torów rozpościerają się oszałamiające jesienne widoki. Słońce doświetla złociste kolory, przez drzewa padają pojedyncze promienie słońca akurat na najskrajniej chowane przez las sekrety. Aż mnie kręci, by szybko wskoczyć na...

POSZLI-POJECHALI

Co wypić #8. Alkohole – Słowacja: po co warto skoczyć na południe?

Dla większości osób z pokolenia urodzonego w pierwszej połowie lat 80., alkoholowe zakupy na Słowacji kojarzyć będzie się pewnie dość jednoznacznie. Na Słowację nie jeździło się specjalnie po jakieś wyjątkowe rarytasy – spędzając wakacje, bądź ferie w pobliżu południowej granicy Czytaj dalej » Artykuł Co wypić #8. Alkohole – Słowacja: po co warto skoczyć na południe? pochodzi z serwisu Poszli-Pojechali.

Zależna w podróży

Apeniny północne: Wędrowałam w krainie kasztanów

Wychodzimy z samochodu, bierzemy z bagażnika plecaki. Sprawdzamy wodę, pakujemy kanapki i zostawiamy auto. Szczęśliwi patrzymy dookoła. Przed nami rozciągają się Apeniny. Dziesiątki szczytów górskich, z których najwyższe przekraczają 2000 metrów. Pogoda jak marzenie, słońce sprzyja robieniu zdjęć, a drzewa i krzewy powoli się czerwienią. Wygląda na to, że będzie...

Jak przygotowywaliśmy się do wyjazdu na Islandię?

STOPEM PO PRZYGODE

Jak przygotowywaliśmy się do wyjazdu na Islandię?

Ta cała Islandia to niby jest jeszcze w Europie, ale już prawie nie. Bilety niby (już teraz) łatwo dostępne, ale ich ceny są wciąż w większości przypadków mocno obciążające kieszeń. Może właśnie dlatego poczuliśmy potrzebę porządnego przygotowania się do wyjazdu na Islandię – takiego ze ślęczeniem godzinami nad mapą, szukaniem fajnych miejsc i wartościowych porad w internecie, pisaniem do ludzi, którzy byli i doświadczyli. Nie oznacza to bynajmniej, że kupując bilety 7 tygodni przed terminem, mieliśmy wszystko dopięte na ostatni guzik na długi czas przed. Ani odrobinę.Co w takim razie robiliśmy przez tak wiele dni?Autostopem czy samochodem?Pierwotnie mieliśmy jechać we dwójkę. Pierwszą myślą było poruszanie się po wyspie stopem, bo koszty wynajmu samochodu zwyczajnie nas przerastały. Ta wersja zmieniała się jednak kilkanaście razy w ciągu paru dni, a decyzja została ostatecznie niepodjęta. W międzyczasie zupełnym przypadkiem udało nam się znaleźć kolejnych dwóch kompanów, dzięki czemu wynajęcie samochodu stało się lżejszym jak na studencką kieszeń wydatkiem.Przejrzeliśmy dokładnie mnóstwo, naprawdę mnóstwo stron internetowych różnych wypożyczalni. Pytaliśmy, czytaliśmy opinie, kontaktowaliśmy się z Polakami mieszkającymi na wyspie (rozważaliśmy też przez moment opcję pożyczenia samochodu od osoby prywatnej). Ostatecznie zdecydowaliśmy się wypożyczyć auto na citycarrentals.com. Czy się sprawdzi – okaże się na miejscu.Pro tip: zanim wypożyczysz samochód, przeczytaj dokładnie wymagania wypożyczalni względem wynajmującego (często musi to być osoba, która ukończyła 20 rok życia i różne inne kruczki) i opinie osób korzystających wcześniej z usługi.Sprawa pieniędzyJeśli wierzyć licznym relacjom i przewodnikom, na Islandii wszędzie i za wszystko można płacić kartą. Zresztą, nawet jeżeli chcielibyśmy wymienić gotówkę, w Polsce bardzo ciężko znaleźć kantor, który sprzedaje korony islandzkie, a z kolei wymiana złotówek na euro i euro na ISK już na wyspie okazałaby się dosyć nieopłacalna. Dlatego założyliśmy na potrzeby wyjazdu konto walutowe. Wiele banków oferuje takie rozwiązanie, wystarczy wgłębić się trochę w internetową lekturę. My wybraliśmy Alior Bank. Pieniądze na życie na Islandii wpłaciliśmy w złotówkach, następnie zostały one przeliczone na dolary, a później na ISK. Podwójne przewalutowanie trochę przerażająco brzmi, ale mamy nadzieję, że nie zostaniemy oskubani przez to podłe narzędzie kapitalizmu.Właściwie to sprawa samochodu i konta spędzała nam sen z powiek najdłużej, tym bardziej, że załatwialiśmy to prawie na ostatnią chwilę (a już na pewno później niż powinniśmy).Ratunku pomocy!Postanowiliśmy spróbować sił w szukaniu patronów islandzkiej wyprawy. Choć nie osiągnęliśmy fenomenalnych efektów, dostaliśmy na drogę trochę jedzenia i wsparcie medialne. (więcej tu)Kto czyta, nie błądziCzytaliśmy. Błądziliśmy jak cholera w otchłaniach internetu, wymieniliśmy się setkami linków, zdjęć, artykułów. Ustaliliśmy wstępną trasę, usiłując ją maksymalnie zoptymalizować tak, by nie przesadzić z ilością kilometrów, ale jednocześnie zobaczyć jak najwięcej. Nauczyliśmy się prawie na pamięć przewodnika (prawie, bo nie sposób spamiętać wszystkie te pokręcone nazwy i jeszcze skojarzyć je z odpowiednimi miejscami), a ja wciąż mam wrażenie, że nie wiem nic o kraju. Rzecz o mapachWszyscy krzyczeli: nie kupujcie mapy w Polsce! Na miejscu dostaniecie o wiele dokładniejszą. Chyba mieli rację, bo jedyna mapa, jaką udało mi się znaleźć w Krakowie była cieniutka, byle jaka i jestem pewna, że podarłaby się po pierwszym rozłożeniu.Roboczo wydrukowaliśmy na formacie A3 całkiem fajnie oznaczoną mapę znalezioną w internecie i na niej rysowaliśmy, zaznaczaliśmy i kreśliliśmy głupoty.Co zabrać?Ogólne wskazówki jak się spakować (klik) już kiedyś opisałam, ale uznaliśmy, że wyprawa do zimnej krainy w tak niefortunnym (jak wszyscy twierdzą) jesiennym terminie będzie wymagała kilku ważnych modyfikacji. - śpiwór – koniecznie gruby! Mi się udało pożyczyć taki z komfortem do… -28 stopni, co pewnie jest trochę przesadą, ale lepiej (hehe) dmuchać na zimne- kuchenka turystyczna – jeszcze nie wiemy, czy się przyda, ale myślę, że możliwość wypicia gorącej herbaty gdzieś na zimnym pustkowiu będzie nieoceniona- termos/kubek termiczny – długo ciepła herba > krótko ciepła herba- ubrania chroniące przed wiatrem – wszyscy twierdzą, że to wiatr jest największym utrapieniem turystów na Islandii. Ciepła kurtka, szalik, czapka, rękawiczki to konieczność.- materac – zamiast czterech karimat bierzemy dmuchany materac, by oszczędzić trochę miejsca w plecaku. Wielkością powinien idealnie wpasować się w bagażnik samochodu.StronyJak wspomniałam wcześniej, oczytaliśmy się internetów jak szaleni. Nie widzę wobec tego powodów, dla których miałabym nie ułatwić ci teraz zadania i nie pomóc oszczędzić kilku godzin życia, które mógłbyś spędzić na wklepywaniu w Google kolejnych haseł związanych z Islandią.Ważne informacje- http://en.vedur.is/weather/forecasts/aurora/- prognozy zorzowe, pogodowe i wszelkie inne meteorologiczne informacje- http://www.samferda.net/ - islandzki blablacar- http://www.safetravel.is/ - aktualne informacje o drogach, alarmach pogodowych itp.- http://islandia.geozeta.pl/wizy - przepisy Jak to zrobić tanio (i nie tylko)Właściwie wszystkie strony sprowadzają się do tego samego, a informacje często się powielają, niemniej warto przejrzeć.- http://www.nomadicmatt.com/travel-blogs/iceland-budget-tips/- http://dreamtravelspots.blogspot.com/2015/08/how-not-to-blow-all-your-money.html- http://www.katilda.com/2014/06/12-tips-for-going-to-iceland.html- http://toeuropeandbeyond.com/dos-and-donts-of-an-iceland-road-trip/- http://www.bloglovin.com/blogs/unlocking-kiki-12057517?post=3734421425&group=0&frame_type=a&context=post_page&context_ids=&blog=12057517&frame=1&click=0&user=0&viewer=true- http://www.whitesticker.pl/50-ciekawostek-o-islandia/- 50 ciekawostek o kraju- http://expertvagabond.com/northern-lights-iceland/- coś dla fanów fotografii- http://paragonzpodrozy.pl/11060/top-10-noclegow-na-islandii/- zestawienie 10 najlepszych noclegów na dziko na Islandii wg Paragonu z podróżyMam nadzieję, że wszystko powyższe okaże się być komukolwiek choć trochę przydatne. Na pewno będzie porządnie zmodyfikowane po powrocie, kiedy już okaże się, że zapomnieliśmy o połowie ważnych rzeczy (a zapomnieliśmy na pewno). Mam tylko nadzieję, że o tej mniej ważnej połowie.

Imbir na jesienne przeziębienia

Zastrzyk Inspiracji

Imbir na jesienne przeziębienia

Zastrzyk Inspiracji

Kino skandynawskie - fińskie filmy!

Kino skandynawskie jest genialne. Bawi, smuci, a kiedy trzeba zmusza do przemyśleń. Przygotowałam dla Was listę fińskich filmów, które szczególnie zwróciły moją uwagę.

WEEKENDOWI PODRÓŻNICY

Transfagarasan – najpiękniejsza droga Europy. Jak się za nią zabrać? [Poradnik]

„Mają rozmach, skujwysyny” – powiedziałby zapewne Stefan „Siara” Siarzewski, gdyby zdarzyło mu się przejechać rumuńską Drogą Transfogarską. To niby „tylko” 92 kilometry, ale pokonanie tej trasy zajmie wam najmarniej pół dnia. Zresztą, mając przed oczami takie widoki nie będziecie się nigdzie spieszyć. Jeśli wybieracie się do Rumunii, Droga Transfogarska powinna być dla was pozycją obowiązkową. My chcieliśmy przejechać nią już rok temu, ale ponieważ odwiedziliśmy Rumunię w maju, z powodu kiepskiej pogody była jeszcze zamknięta.  Trasa, a mówiąc ściślej, tunel przebijający góry Transfogarskie jest bowiem otwarty (w zależności od pogody) od końca maja do początku października. Ale napaliliśmy się na trasę mimo wszystko, jednak na przeszkodzie stanęło załamanie pogody. Zrezygnowaliśmy więc, ale obiecaliśmy sobie, że następnym razem nie odpuścimy. Czemu aż tak się napaliliśmy? Ta słynna trasa przecinająca Góry Fogaraskie jest jedną z najbardziej malowniczych dróg w Europie – dość powiedzieć, że zachwycili się nią Jeremy Clarkson i spółka, którzy po nakręceniu tu odcinka „Top Gear” nazwali ją najpiękniejszą trasą w Europie. I trudno się z nimi nie zgodzić, bo widoki z krętej drogi zapierają dech w piersiach. Nie może być jednak inaczej, skoro w najwyższym punkcie osiąga ona 2034 metry n.p.m. Ale warto obejrzeć cały odcinek o Rumunii. Ot, choćby dla słynnych podziemi w Pałacu Ceausescu w Bukareszcie, o którym pisaliśmy tutaj. Wybaczcie jakość, lepszej nie znalazłem. A skoro już jesteśmy przy słynnym „Słońcu Karpat”, to Transfogarską zawdzięczamy właśnie jemu – Nicolae Ceausescu,  który po radzieckiej interwencji w Czechosłowacji w 1968 roku wymyślił sobie, że potrzebuje szybkiej, przecinającej góry trasy na północ kraju, którą można szybko przemieścić czołgi i artylerię na wypadek, gdyby Sowietom przyszło do głowy zaatakować Rumunię. Nie było to aż tak bezpodstawne, bo „Słońce Karpat” dość mocno dystansował się od ZSRR, a relacje obu krajów w okresie zimnej wojny pozostawały co najmniej umiarkowane. Dość powiedzieć, że od połowy lat 60-tych Rumuni przestali wysyłać wojska na wspólne manewry Układu Warszawskiego, a zamiast Breżniewa Nicolae wolał towarzystwo i ocieplanie relacji z towarzyszem Mao. Rumunia była zresztą jedynym członkiem paktu, który nie wysłał swoich wojsk do Czechosłowacji. Jednak choć idea nie była aż tak głupia, to wykonanie było cokolwiek mało sensowne, bo po cholerę inwestować miliardy w stworzenie drogi w tak trudnym terenie, jeśli na północ znacznie łatwiej i szybciej można się było przemieścić drogą krajową numer 7 na równoległym odcinku z Ramnicu Valcea do Sybina, która już wtedy była gotowa? Jak jednak wiemy także z naszej historii, wielkie komunistyczne projekty inwestycyjne niekoniecznie muszą mieć sens. Wielu historyków (a my skłaniamy się ku tej opinii) uważa zresztą, że Ceausescu zdecydował się na budowę Transfagarasan właśnie po to, by pochwalić się przed światem swoim potencjałem technologicznym i potęgą. Na zasadzie: „Jak to? Ja kurde nie zbuduję?”. W tematyce bezsensownych projektów rumuński dyktator ma zresztą bogate doświadczenie, o czym świadczy choćby Pałac Parlamentu w Bukareszcie. Nie minęło nawet kilka miesięcy od decyzji i już w 1970 roku rozpoczęły się prace. Oficjalnie drogę oddano do użytku w 1974 roku, jednak dodatkowe prace trwały na niej do 1980 roku (coś jak u nas na A-dwójce, co nie?). „Oficjalnie” to przy tej inwestycji słowo klucz – do przebicia się przez wysokie góry użyto 6 milionów ton dynamitu, a ponieważ detonacją zajmowali się średnio wykwalifikowani żołnierze, rezultat jest łatwy do przewidzenia. „Oficjalnie” przy budowie drogi zginęło ich ponad 40, jednak nieoficjalnie szacuje się, że ofiar mogło być nawet kilkaset. Tyle tematem wstępu. Przejdźmy teraz do praktycznych porad. Gdzie znajduje się ta droga? Transfagarasan znajduje się w samym środku Rumunii między Curtea de Agres a Sibiu. Odległość z Bukaresztu do jej południowego krańca wynosi ok. 160 km i w większości prowadzi autostradą, ze stolicy dojedziecie tam więc w ok. 2 godziny. Jeśli jednak możecie, wybierzcie się na wycieczkę po Transfogarskiej od północy, czyli od strony Sybina. A dlaczego? Powód jest prosty: północna strona jest znacznie bardziej atrakcyjna widokowo – wspaniałe widoki i malownicze serpentyny zobaczycie już po 20 kilometrach od wjazdu na drogę. Od południa jest trochę bardziej nudno – owszem, jest zamek Drakuli (prawdziwy, nie ta popierdółka w Bran) i monumentalna zapora nad jeziorem Vidraru jednak sama droga…no, nie jest zbyt malownicza. Zamek Drakuli. Ten prawdziwy Do ładnych widoczków trzeba jechać dobre 50 kilometrów wśród lasów i niezbyt imponujących widoków. Wjeżdżając na Transfogarską od południowej strony, tak będzie wyglądała duża część twojej trasy aż do momentu, gdy dotrzecie do podnóża gór. Kinda wanna zawrócić… A ponieważ na Transfogarskiej za bardzo się nie rozpędzisz (także z powodu sporej liczby innych aut) będziesz tak jechał i jechał….i jechał i zastanawiał się, czy rzeczywiście ta wycieczka to był dobry pomysł. A jadąc od strony północnej nie ma takiego problemu, bo emocje masz praktycznie od razu. A jadąc od strony Sybina – jest tak :) I zaraz potem tak. Tak, tak – wspinamy się dokładnie na samiutką górę Kiedy najlepiej tam jechać? Transfogarska jest w pełni otwarta od czerwca do końca października, choć termin jej zamknięcia zależy od pogody. W pozostałych miesiącach ze względu na śnieg, mróz i porywisty wiatr zamknięty jest tunel w najwyższym punkcie trasy, co znacząco komplikuje wyprawę. Jeśli zaś pytasz o dzień tygodnia – to odpowiadamy następująco. Transfogarską najlepiej zwiedzać w dni powszednie, a w weekendy unikać jak ognia! Wiemy, co piszemy – my przejeżdżaliśmy trasą 7C w sobotę i szybko poczuliśmy wszelkie niedogodności z tym związane. To w końcu jedna z większych atrakcji turystycznych tego kraju, także dla samych Rumunów, którzy (trudno im się dziwić) upatrzyli sobie to miejsce na weekendowe wypady. Nie dziwi więc, że co kilkaset metrów na poboczach stoją rządki samochodów, znad których unosi się dym turystycznego grilla. Ale to da się przeżyć – gorzej, że najwięcej aut jest w tych najfajniejszych miejscach, tj. przy zamku Poienari (nie było gdzie szpilki wcisnąć) czy przy wspomnianej wcześniej zaporze (auta zaparkowane wzdłuż drogi na odległość co najmniej kilometra), gdzie ludzi jest dosłownie multum, a miejsc parkingowych tyle co kot napłakał. Z tego powodu rezygnujemy raczej bez żalu z obu atrakcji, co jest w sumie dobrą wymówką w przypadku Poienari. Bo niby chętnie byśmy odwiedzili zamek Drakuli, ale perspektywa pokonania 1600 dość stromych schodów z małym dzieckiem skutecznie chłodzi nasze zapędy. Ale to nie koniec problemów z tłumem, bo prawdziwe jaja zaczynają się w momencie, gdy wjeżdżamy ostro pod górę na serpentyny, a z góry zaczyna wychodzić przepiękny widok na dolinę. To tu w weekendy tworzą się największe korki, oznaczające, że pokonanie około dwukilometrowego odcinka do tunelu może wam zająć grubo ponad godzinę. Winni są oczywiście ludzie, którzy sami tworzą ten korek bezsensownie zatrzymując po drodze auta, wysiadając z nich i trzaskając sobie dziesiątki selfiaków. Tak jakby jedna fota nie wystarczyła. Z drugiej strony trasę blokują tłumy przesiadujące nad jeziorem Balcea w najwyższym punkcie trasy tuż za tunelem. Tu sytuacja się powtarza: są dziesiątki straganów, setki aut (na kilkanaście miejsc parkingowych) i tłumy ludzi, którzy chodzą po drodze jak święte krowy, skutecznie blokując jakikolwiek ruch aut. I choć widoki są piękne, dość mocno to frustruje i psuje trochę przyjemność z podziwiania krajobrazów. Ile czasu poświęcić na przejazd tej trasy? Taki optymalny przejazd (z krótkimi postojami na tamie, nad jeziorem Balcea) i w kilku punktach widokowych celem zrobienia kilku fotek) nie powinien wam zająć więcej niż 3 godziny z hakiem. Ale przecież nie musicie się spieszyć (a właściwie jest to niewskazane, a właściwie nawet jak będzie się wam spieszyło, to korki wam nie pozwolą przyspieszyć) – nawet jeśli tak jak nam nie będzie wam się chciało wchodzić na drakulski zamek, to zawsze możecie „do as Roman(ian)s do” i zatrzymać się na którejś z pięknych polanek na małą regenerację albo grilla. Najwięcej takich punktów jest po północnej stronie trasy i naprawdę, o ile nie jest to weekend, warto się na chwilę zatrzymać.

Suwalszczyzna: ten dzień, który nie wyszedł

Zależna w podróży

Suwalszczyzna: ten dzień, który nie wyszedł

Plecak i Walizka

Izrael: informacje praktyczne, ceny, noclegi, transport

Izrael większości kojarzy się z pielgrzymkami i nieustającymi atakami terrorystycznymi. Kraj ten ma jednak wiele do zaoferowania, posiada niesamowite walory przyrodnicze i historyczne, a zwiedzanie go nie musi wcale opierać się na pielgrzymkach. Wszelkie informacje praktyczne dotyczące wyjazdu do Izraela zebrałam dla Was w poniższym poście.  W Izraelu spędziłam 2 miesiące (bez 10 dni – w […] Post Izrael: informacje praktyczne, ceny, noclegi, transport pojawił się poraz pierwszy w Plecak i walizka.