With love
Poradnik: Po czym poznać, że Kraków nie jest Twoim miejscem do życia?
Przyjechałeś do Krakowa z małego miasta. Dawna stolica Polski kusiła Cię już od dawna – urzekała niską, starą zabudową, intrygowała uroczymi, tajemniczymi uliczkami, zwodziła magią i artystyczną atmosferą. Czułeś na karku oddech historii. Wyobrażałeś sobie jak wyglądało miasto za czasów króla Kraka oraz jak w mętnych wodach Wisły topiła się jego córka, Wanda. Zachwycało Cię życie kulturalne, to, że ciągle coś się dzieje, że nie ma czasu na nudę. Do momentu, w którym uświadomiłeś sobie, że wcale z tego nie korzystasz, bo albo jesteś zmęczony, albo nie masz czasu, albo Cię na to nie stać. Ekscytowałeś się możliwością rozwoju zawodowego i osobistego, ochoczo korzystając z wszelkiego rodzaju kursów, szkoleń i branżowych konferencji, aż zdałeś sobie sprawę z tego, że wreszcie masz swoją pracę marzeń a jej największym plusem jest to, że możesz wykonywać ją z dowolnego miejsca na świecie. I kiedy to do Ciebie dotarło, zacząłeś zastanawiać się, czy chcesz w tym mieście nadal mieszkać, a im dłużej nad tym myślisz, tym częściej dochodzisz do wniosku, że nie, bo Cię denerwuje. Denerwuje Cię śmierdzące powietrze. Zwłaszcza teraz, kiedy zbliża się zima i kiedy smog jest coraz bardziej dokuczliwy. Czujesz go w ubraniach, we włosach i na skórze, kiedy wracasz ze spaceru, podczas którego miałeś ochotę przestać oddychać. Świadomie unikasz sprawdzania informacji o tym, o ile zostały przekroczone normy dopuszczalnego stężenia szkodliwych pyłów, bo masz wrażenie, że jeszcze trochę i wmówisz sobie raka. Denerwuje Cię betonowa dżungla. Chodzisz uroczymi, tajemniczymi uliczkami, pomiędzy niską, starą zabudową i czujesz się jak w klatce. Tęsknisz za przestrzenią, za zielenią i za widokiem horyzontu. Z żalem żegnasz tereny zielone, które lada dzień zamienią się w kolejne blokowisko. W kolejny biurowiec. W kolejną galerię handlową. Wychodzisz na ulice i wyobrażasz sobie, że jesteś zupełnie gdzie indziej. Gdzieś daleko stąd. Denerwują Cię odległości. Już wiesz, że miasto składa się z samych końców i żeby dotrzeć na jeden z nich potrzebujesz przynajmniej godziny. I drugiej aby z niego wrócić. Nauczyłeś się, że zawsze masz przy sobie jakąś książkę, gazetę, telefon z Internetem lub własne myśli, które oderwą Cię od irytującego uczucia zmarnowanego czasu. Zwłaszcza wtedy, kiedy utknąłeś w korkach i z godziny, w ciągu której miałeś gdzieś dojechać, robią się dwie. Denerwują Cię ludzie w komunikacji miejskiej. A kiedy akurat nie masz przy sobie żadnej książki, gazety, telefonu z Internetem, a własne myśli Cię nudzą, zaczynasz się im przyglądać. Ich pustym spojrzeniom. Zmęczonym twarzom. Smutnym uśmiechom. Słuchasz, jak rozmawiają o swoich chorobach, jak narzekają na pracę, jak bardzo wczoraj popili i jak bardzo boli ich dziś istnienie. Czujesz, jak śmierdzą i jak bardzo mają to gdzieś. Denerwują Cię turyści. Pijani Anglicy drący japy w środku nocy i kąpiący się w fontannach. Rodziny spacerujące powoli całą szerokością chodnika, o których dzieci potykasz się, chcąc ich wyminąć. Wypindrzone panny, które idą, idą i nagle się zatrzymują, bo właśnie zadzwonił im w torebce telefon. Idą, idą i nagle się zatrzymują nie zważając na to, że Ty idziesz za nimi i wcale zatrzymywać się nie chcesz. Ale musisz. Denerwują Cię studenci. To, że tłoczą się na przystankach autobusowych. To, że tłoczą się przy wejściu do autobusu, który zatrzymał się na przystanku. To, że tłoczą się przy wejściu, gdy już do tego autobusu wejdą, mimo tego, że kawałek dalej jest mnóstwo miejsca. To, że przez nich zmieniany jest rozkład jazdy komunikacji miejskiej na czas wakacji. To, że robią korki początkiem października. I to, że psują rynek pracy pisząc teksty za 2,50 zł / 1000 znaków. Denerwują Cię ludzie z ulotkami. A jednocześnie jesteś im wdzięczny, bo każdego dnia możesz ćwiczyć swoją asertywność, mówiąc: „Nie”. I w dupie masz, że to ich praca, bo mijając ich, a kawałek dalej kosz na śmieci, wiesz, że praca ta jest bez sensu, że jest bezużyteczna i że w żaden sposób nie przekłada się na rzeczywistość. Obojętnie mijasz również żuli, którzy nie wstydzą mówić się, że chcą kasę na piwo/wódkę, co kwitujesz stwierdzeniem, że Ty na alkohol musisz sobie zapracować. Denerwują Cię gołębie. I turyści, którzy z radością w oczach je karmią. A potem srają, gdzie popadnie. Gołębie, nie turyści. Zdarza się, że zamieszkują na Twoim balkonie i każdego ranka budzi Cię gruchanie. Gołębi, nie turystów. Kiedy przedzierasz się przez ich chmarę na Rynku Głównym, masz ochotę kopnąć najbliższego w dupę. Gołębia, ale turystę też. Tak naprawdę niewiele się od siebie różnią. I już rozumiesz, o co chodziło Cioranowi. Denerwują Cię ceny wynajmu. Płacisz za mieszkanie w Krakowie, po to, abyś mógł tutaj pracować. Pracujesz po to, by zarabiać pieniądze. Pieniądze, które zarobisz wydajesz na mieszkanie – po to, abyś mógł tutaj pracować. Myślisz sobie: „Błędne koło” (był kiedyś na Brackiej taki klub). Niepotrzebnie sprawdzałeś ceny wynajmu w małych miasteczkach, blisko gór, bo okazało się, że za nieco więcej, niż płacisz teraz za jednoosobowy pokój, możesz mieć tam M3. Denerwuje Cię zima. Bo zima w mieście jest z wszystkich pór roku najgorsza. Powietrze śmierdzi bardziej niż zwykle. Betonowa dżungla jest jeszcze bardziej szara. Autobusy utykają w korkach jeszcze częściej. Końce Krakowa wydają się być od siebie jeszcze bardziej oddalone. Ludzie w autobusach na Ciebie kaszlą. Studenci w czasie sesji zakładają plecaki do garniturów. Ludzie z ulotkami zaczepiają Cię jeszcze bardziej natarczywie. Gołębie wchodzą Ci pod nogi. A rachunek za ogrzewanie jest zawsze wyższy, niż przewidziała spółdzielnia. Jeżeli denerwuje Cię miasto, w którym mieszkasz. Jeżeli zaczynasz mieć go dość. Jeżeli czujesz, że niebawem je znienawidzisz. To znajdź sobie inne. Fot. Tomek Knapik