WOJAŻER

Supra, tamada i biesiada. O tym jak w Gruzji wznosić toasty

O sztuce gruzińskiego biesiadowania oraz wznoszenia toastów.

WOJAŻER

Kraków. Moje 7 miejsc na szybką i dobrą kawę w okolicach Rynku

Gdzie w Krakowie w okolicach Rynku wypić dobrą, szybką i tanią kawę. Zobaczcie krótki subiektywny przewodnik.

WOJAŻER

Rok 2016 był czasem wzlotów i upadków, ale głównie wzlotów

To prawdopodobnie ostatni tekst na blogu Wojażer. Ostatni w roku dwa tysiące szesnastym. Pewnym rodzajem tradycji jest już bowiem to, iż Wesołowski coroczne pisanie podsumowań serwuje swoim ukochanym czytelnikom odrobinę wcześniej aniżeli wszyscy inni. Dlaczego? A no dlatego, że w Święta i tuż przed Sylwestrem, nikt blogów nie czyta. W przeciwieństwie do lat poprzednich nie uraczę Was filmem z jedną sekundą z każdego dnia minionego roku. Nie udało się tym razem, cóż, po prostu nie wyszło. Przyszedł czas na coś nowego, na jakieś bardziej prywatne przemyślenia i ukryte notatki, z których może wywlokę coś w przestrzeń publiczną. Niesamowity to był rok – napisałbym dawniej. Każdy zdawał się taki być: najlepszy, najwspanialszy, zupełnie niepowtarzalny. Tak rzekłbym jeszcze rok temu, ale wiecie, ludzie mają to do siebie, że zmieniają się. Zmieniłem się i ja. Na początku tegoż właśnie roku, wkurwiłem się jak nigdy i w ciągu trzydziestu pięciu minut napisałem tekst, który stał się największym sukcesem tego bloga. Siedem kręgów krakowskiego piekła rozeszło się w styczniu jak świeże, pachnące bułeczki, które odgrzewane powracały do łask przez cały …

WOJAŻER

Polacy w Baku. Cząstka polskiej historii w Azerbejdżanie

Skłamałbym, gdybym napisał, że doktoryzowałem się w tematyce Polonii w Azerbejdżanie. W ramach przygotowań do wizyty w kolejnej republice Kaukazu Południowego, liznąłem temat wychodząc z już posiadanej, ułamkowej wiedzy na temat obecności naszych rodaków w tym kraju. Wszyscy znamy oczywiście Przedwiośnie Żeromskiego. Powinniśmy przynajmniej, gdyż uczyliśmy się tego w szkole. Część tej powieści dzieje się w Baku właśnie, w mieście młodości Cezarego Baryki. Całość doczekała się także telewizyjnej ekranizacji, więc dla leniwych, istnieje możliwość odświeżenia tematu bez wertowania setek stron książki. Gdy pewnego wieczoru położyłem się na łóżku w hotelu, odpaliłem na ekranie telefonu jeden odcinek Przedwiośnia i pomyślałem – dlaczego właściwie nie zainteresowałem się tematem rodaków w tej części świata? Chwilę później grzebałem już w internecie, po czym z mojej skrzynki mailowej wyszedł email do Olgi Jurzaniny-Makowielskiej, prezes jednego z dwóch polskich związków w stolicy Azerbejdżanu. Na ambasadę RP w Baku, która mieści się w urokliwym budynku tuż przy murach starego miasta, trafiamy zupełnie przypadkowo spacerując po wąskich i krętych uliczkach starej części miasta. Przy wejściu dwoje pracowników prowadzi ożywioną rozmowę. Witamy się serdecznie …

WOJAŻER

#SztukaPodróżowania: Skąd masz pieniądze na swoje podróże?

Pieniądze, moi Drodzy, lubią ciszę. To pierwsza prawda, którą należy znać i raz na zawsze zapamiętać. To, że pieniądze szczęścia nie dają, to z kolei pierwsze kłamstwo, które wciska się tym, którzy ich nie mają. Może i pieniądze szczęścia nie dają, ale chyba trochę pomagają, a z pewnością nie przeszkadzają. Pieniądze, a szczególnie mówienie lub pisanie o nich, zawsze były drażliwym tematem, nie tylko w Polsce, ale też w innych krajach rozrzuconych na wielu kontynentach świata. Nie, nie będę dziś ujawniać mojego zeznania podatkowego, nie powiem Wam, ile na podróże wydawaliśmy, bo nic to w ogólny dyskurs nie wniesie, poza tanią sensacją dla niektórych, dla innych zaś uśmiechem politowania, że i tak tanio. Perspektywa na sprawę jest różna, wedle powszechnie znanej zasady: punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Jednocześnie zupełnie rozumiem wszystkie te pytania, które wynikają z normalnej, ludzkiej ciekawości, oraz często, chęci powtórzenia podobnego modelu podejścia do podróżowania. Dlatego też chciałem dziś poruszyć temat pieniędzy na podróże. Także po to, abyśmy wszyscy zrozumieli, że nie ma w życiu czegoś takiego, jak rozwiązanie idealne, sposób idealny, podejście …

WOJAŻER

#SztukaPodróżowania: Podróże na etacie. Jak co roku spędzać pięćdziesiąt dni w podróży?

Poniekąd lubię zimę. Z jednej strony, przez wszystkie minione lata, spędzałem ją poza Polską. Czasami śniegu nie widziałem tak długo, że w 2014 musiałem polecieć na Arktykę, aby przypomnieć sobie jak wygląda. Z drugiej strony, jeśli już spędzam ją w kraju, jest to czas, gdy z przyjemnością zasiadam do swojego biurka, gdyż za oknem panuje jedna, wielka, wszechogarniająca czerń. To stan, który sprawia, iż bez wyrzutów sumienia, które pojawiają się w okresie letnim, człowiek czyta, pisze, pije wino, znów pisze i czyta. Bo cóż lepszego ma do zrobienia? Ten czas pchnął mnie w kierunku pomysłu na nową serię, w której chciałbym opowiedzieć Wam o praktycznej stronie naszego podróżowania. Myśl o tej serii to nie tylko wynik zimy, ale także statystyk z prywatnych wiadomości, które otrzymywałem w ciągu ostatnich kilku lat. Te, bardzo cenne rzeczy, jakimi są maile od czytelników, uświadomiły mi, że coś, co jest oczywiste w świecie intensywnie podróżujących, lub też świecie podróżników po prostu, nie musi koniecznie być tak samo oczywiste dla ludzie spoza, nazwijmy to, „towarzystwa”. Dlatego też postanowiłem, otwierając serię #SztukaPodróżowania, …

WOJAŻER

Co zjeść w Baku? Mini przewodnik po kuchni Azerbejdżanu

Z pisaniem o jedzeniu mamy podwójny problem. Pierwszy to taki, że na jedzeniu w podróży skupiamy się tak bardzo, że zanim dotrze do nas, iż fajnie byłoby zrobić jakieś zdjęcie dla czytelników i potomnych, przed nami leżą już brudne i puste talerze, zaś barwy smaków roznoszą się po naszych zadowolonych organizmach. Drugi problem polega na tym, że nie uważam się za blogera kulinarnego, toteż o jedzeniu zwykle nie piszę. Tym razem jednak, po kilku wiadomościach prywatnych oraz mailach z pytaniem, co tak naprawdę można zjeść w Azerbejdżanie, stwierdziłem, iż dopiszę ten jeden, niewielki rozdział, który da odpowiedź na te, jakże częste pytania. Nie znajdziecie w nim wymuskanych zdjęć jedzenia, które fotografowałbym pół godziny przy odpowiedniej maszynerii naświetleniowej, by potem zjeść to na zimno, za to dowiecie się po prostu, co w tym kraju można zjeść. I za ile. Kuchnia Azerbejdżanu Odwiedziłem już wszystkie kraje Kaukazu Południowego, dlatego też łatwiej myśleć o kulinariach tego regionu, gdy zna się szerszą perspektywę. Wszak człowiek najwięcej zapamiętuje przez smak i zapach właśnie. I tak, próbując gruzińskie smakołyki w Gruzji …

WOJAŻER

Jak zostałem premierem Azerbejdżanu. Opowieść niepoprawna politycznie

Gdybym wyjawiał Wam prawdę, całą prawdę i tylko prawdę, powiedziałbym, że mój ojciec był wysoko postawionym urzędnikiem struktur Związku Radzieckiego. Dziadek walczył z Hitlerem i doszedł aż do Berlina, potem zajął się budowaniem monstrualnych tam na największych rzekach Rosji, lecz to nie przez niego wyschło jezioro Aralskie, wybaczcie. Ojciec brylował na salonach Moskwy, ale zawsze czuł, że serce bije mu na Kaukazie, a właściwie na Zakaukaziu. Gdy więc upadał powoli ów słoń na glinianych nogach, jakim był ZSRR, tato bardzo szybko upewnił się, że Moskwę sprawnie zamieni na Baku, a syna, czyli mnie, nauczy jak uprawiać politykę, która sprawi, że jego geny będą wiecznie żywe, nie tylko fizycznie, ale także politycznie. Gdybym to wyjawił, zrozumielibyście, dlaczego tak łatwo przejąłem premierowską tekę w tym pięknym, nadkaspijskim kraju. Problem jednak w tym, że, jak mawiał ksiądz Józef Tischner, na świecie są trzy prawdy: świento prawda, tys prawda i gówno prawda. To, co właśnie przeczytaliście, to jest gówno prawda jakich mało! Sęk w tym, że nigdy nie interesowałaby mnie posada premiera Azerbejdżanu. Nie dlatego, że kraj to nieciekawy, …

WOJAŻER

Jacy są Azerbejdżanie? Normalni, tacy sami jak my

Ludzie. To oni tworzą historie miejsc, które się odwiedza. Bardziej od budynków, starych miast, czy lśniących, nowych wieżowców. Bez tych istot, które przemijają szybciej aniżeli wzniesione przez nich konstrukcje, tkanki miejsc, do których docieramy, byłyby martwe niczym ukraińska Prypeć. To tych ludzi, czasami nieśmiałych, a czasami zupełnie otwartych, najbardziej próbuje rozgryźć Magdalena, z którą przemierzam na co dzień świat. Otwiera ich za pomocą obiektywu. Podchodzi i pyta, czy może zrobić zdjęcie. Otwiera ich na przypadkowe rozmowy, czasami zaś na zupełnie większe zwierzenia. To moc kobiety o ciepłym, dobrym sercu, która pomaga w podróży poznać historie przybliżające nas w choćby najmniejszym stopniu do zrozumienia świata i jego różnorodności, pomaga potem opisywać to, co chce się przybliżyć tym, którzy są ciekawi świata. Z Przedwiośnia wracają te sceny, gdy Cezary Baryka w swoich młodzieńczych uniesieniach przemierzał stare Baku z grupą swoich przyjaciół. Był wśród nich Żyd, był Azerbejdżanin, był też Ormianin. I był Cezary, Polak, nasz człowiek. Było to wiek temu, sto lat, wiele dziesięcioleci, w czasie wielkich wojen, przewrotów i rewolucji. Takie było Baku na początku dwudziestego wieku, …

WOJAŻER

Nowy Kraków. Szlakiem nowoczesnej architektury i współczesności

On zawsze po prostu był. Klejnot szlifowany przez wieki, który w minionym, dwudziestym wieku, uniknął losu większości polskich miast. Przetrwał wojnę, a przetrwawszy ją opierał się potem architektonicznej fantazji Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, jednocześnie pozwalając jej na rozwój nowego organizmu poza swoją główną, zabytkową tkanką. Tak dotrwał Kraków do czasów szalonej wolności lat dziewięćdziesiątych, której ledwo się opierał. Udało się i oczyściwszy niedawno ścisłe z centrum z nachalnej, reklamowej zarazy, dotarł do czasów współczesnych w stanie prawie idealnym. Stanąwszy przed nowymi wyzwaniami, musi teraz ciągle odpowiadać na pytania: dokąd pójść, na co sobie pozwolić, jak ingerować w tą swoją cenną tkankę, a jak nie, aby się za nadto nie uszkodzić. Większość z tych, którzy przybywają do Krakowa na dzień, dwa lub kilka, pamięta potem, i wspomina jeszcze długo, Rynek Główny, ulice Floriańską i Grodzką, Wawel czy Kazimierz. We wspomnieniach przetaczają się pocztówkowe ujęcia z dorożkami w tle, z kawiarniami wypełniającymi wąskie ulice starego miasta, obrazy z pięknymi kościołami, których dzwony rozbrzmiewają w mieście. Wszyscy wiedzą, jaki jest Kraków a ci, którzy tego nie wiedzą, którzy nie znają …

WOJAŻER

Baku. Przewodnik po futurystycznej architekturze stolicy Azerbejdżanu

Futurystyczne. Takie jest dzisiejsze Baku i na takie Baku czekałem najbardziej. Taką też stolicę państwa chciałem Wam pokazać, gdyż w myśleniu o tym kraju nadal pokutuje przekonanie, że to miejsce biedne i niebezpieczne, z pewnością nie kreatywne i nowoczesne. Baku było futurystyczne już sto lat temu, gdy obok niewielkiego starego miasta wyrastały szyby wiertnicze wydobywające ropę, czarne złoto, które uczyniło ten kraj niezwykle bogatym. Futurystyczne będzie też w przyszłości, gdy ukończone zostaną wszystkie założone i rozpoczęte projekty urbanistyczne. Choć przybywający do miasta mieszkańcy Dubaju mówią, że stolica Azerbejdżanu wygląda dziś jak ich miasto dwadzieścia lat temu, prawda jest taka, że przyszłość dzieje się tutaj już dzisiaj, jak w mało której części tego regionu świata. Z trzech stolic Zakaukazia – Tbilisi, Erywania i Baku, to właśnie Baku rozwija się najszybciej i zadziwia wszystkich, którzy do niego przybywają. Nie jest wiedzą tajemną to, że nic z tego, co zobaczycie poniżej, nie wydarzyłoby się bez ropy, która tryska niezmiennie z Ziemi Ognia, jak zwykło się nazywać ten Azerbejdżan. Nie jest także tajemnicą, że kontrolę nad wydobyciem ropy sprawuje …

WOJAŻER

Baku, przeszłość w cieniu przyszłości. Przewodnik po starym mieście

BakuMiasto, którego nazwa brzmi tak pięknie, że dla samego tego brzmienia pragnie się do niego przyjechać. Zanim ta najszybciej rozwijająca się stolica Zakaukazia stała się tym, czym jest dzisiaj, wydarzyły się szalone lata dziewięćdziesiąte ubiegłego wieku. Wolność przyszła do wszystkich byłych republik Związku Radzieckiego, w tym do tej, położonej nad pięknym Morzem Kaspijskim. Przed tym, gdy Azerbejdżanie na krótko poczuli smak wolności, zaraz po deklaracji niepodległości, kraj utracił sporą część swojego terytorium na rzecz Armenii, z którą stoczył krwawą i brutalną wojnę. Zanim wybuchła wojna, Azerbejdżanie i Armeńczycy, tak samo uciskani przez Moskwę, żyli pod sowieckim panowaniem ze stłumioną, choć wrodzoną nienawiścią do siebie. Przed nadejściem Sowietów, najpiękniejsze lata młodości przeżywał w Baku Cezary Baryka, bohater Przedwiośnia, dla którego nadkaspijska stolica jawiła się rajem, aż do przyjścia Bolszewików. Przed Bolszewikami , przez tereny kraju oraz przez jego miasta,  przetaczały się największe potęgi regionu – Rosja i Persja, które raz po raz wymieniały się władzą nad regionem. Tak spojrzawszy na historię kraju w zupełnie ekspresowym tempie, przenosimy się do dalekiej przeszłości, do czasoprzestrzeni odległej i pełnej …

WOJAŻER

Azerbejdżan. Krótki przewodnik po tym, co warto wiedzieć, zanim się pojedzie

Azerbejdżan. Marzyłem o tym kraju od bardzo długiego czasu. Z jednej strony dlatego, iż odwiedziłem już wcześniej Gruzję i Armenię, dwa pozostałe kraje Zakaukazia. Z drugiej strony mało jest takich miejsc na świecie, których nazwy dźwięczą w głowie od najmłodszych lat. Tak było z Baku, stolicą Azerbejdżanu, z miastem, którego nazwa brzmiała w moich myślach i planach bardzo wyraźnie i bardzo długo. Siedzę więc w ciepły, listopadowy wieczór, w środku pełnego życia centrum, w największym mieście Zakaukazia, nad szumiącym Morzem Kaspijskim, i piszę ten pierwszy tekst prosto z błyskawicznie rozwijającej się, posowieckiej republiki, która nie grzeszy jednak demokracją. W tej pierwszej historii postanowiłem opisać kilka rzeczy, które warto wiedzieć, zanim przyleci się do tego niezwykle interesującego kraju. Dopiero w następnych, pojawiających się w nadchodzących tygodniach, napiszę o tym, dlaczego, choć jest tu kolorowo, nie jest do końca aż tak kolorowo. Jedno jest pewne: warto tutaj przyjechać. Dlatego też, wierząc mocno w to, co właśnie napisałem, postanowiłem zebrać kilka informacji, które powinniście poznać, zanim przyjedziecie do tego kraju. Gdzie leży Azerbejdżan? Czy Azerbejdżan jest ciekawy? Azerbejdżan ma …

WOJAŻER

Mille Miglia i lomabardzka Brescia. Na starcie i mecie najbardziej fascynującego rajdu Włoch

Bardzo rzadko zmieniam swoje wcześniej założone cele, swoje plany i ścieżki, którymi podążam. Lubię swój porządek, ale chyba jeszcze bardziej lubię pewien kojący spokój miejsc, do których czasami docieramy. Owego spokoju w ogóle nie spodziewałem się w Wenecji, która miała być jednym z wielu punktów naszego ostatniego pobytu we Włoszech. Dlatego też, aby zachować święty spokój, atmosferę powolnego, słodkiego życia, zmieniłem cele, plany i ścieżki. Wszystko zmieniłem, po czym trafiliśmy do uroczego lombardzkiego miasteczka nieopodal dobrze wszystkim znanego Bergamo, do Brescii, do miejsca, które ujęło nas pod każdym względem i sprawiło, że zostaliśmy na dłużej aniżeli tylko na krótką, przelotną chwilę. Kilka miesięcy wcześniej, w maju tego roku, Magdalena wylatywała na tydzień do Rzymu, aby poznać go od strony, jaka nie jest dana większości podróżnych. Analizując i dopinając swój plan odwiedzin w najróżniejszych instytucjach Kościoła Katolickiego rozrzuconych po Watykanie i całym Rzymie, dzień po dniu frustrowaliśmy się jedną małą, z pozoru nieistotną rzeczą, której nie byliśmy w stanie przeskoczyć. Nigdzie, ale to prawie nigdzie w całym Rzymie nie było wolnych miejsc noclegowych, a jeśli były, kosmiczne …

WOJAŻER

Zgubiłem coś w Padwie i święty Antoni, patron zagubionych i podróżnych, nie pomógł

W dzieciństwie zdarzało mi się notorycznie gubić rzeczy. Z reguły nie było to ich prawdziwe stracenie, ale raczej niepamięć w stosunku do tego, gdzie je ostatnio widziałem. Ten stan rzeczy przeciągał się w zasadzie na cały czas szkolny a następnie uniwersytecki. Najwięcej zapominałem podczas sesji. Moja mama, wielka orędowniczka wszelkich świętych do spraw wszystkich, zawsze powtarzała – pomódl się do św. Antoniego. Niewiele mi to z reguły dawało, gdyż najwidoczniej nawet święty nie był w stanie sięgnąć w najgłębsze zakamarki mojej beznadziejnej pamięci. Wtedy, zrozumiawszy, że nie warto ufać własnej pamięci, postanowiłem wszystko zapisywać. Jakiś czas temu zapisałem więc, że po Weronie a przed Wenecją, odwiedzimy Padwę, bo i nazwa brzmiała zachęcająco, i lokalizacja sugerowała, że być może warto. Tak przybywaliśmy do miasta, o którym nasłuchałem się tyle dobrego, i w którym dosyć szybko zgubiłem coś dla mnie niezwykle  ważnego – wiarę, że każde włoskie miasto jest dla mnie i każde jest idealne. Na pewno się znajdzie! – słyszałem gdzieś w głębi duszy, gdy znów nie mogłem znaleźć kluczy – Tak wiem, pomódl się do świętego Antoniego – …

WOJAŻER

Werona. Spacer po zakonserwowanej włoskiej tkance miejskiej

Zdawała się idealna. Niewielka, ale wystarczająco ciekawa i zajmująca. Pełna życia, lecz przy tym spokojna i momentami ujmująca. Niby łatwa do poznania, ale ciągle zaskakująca ukrytymi zaułkami, które nagle pojawiały się i przywoływały na myśl wszystkie romantyczne filmy o wielkich, miłosnych uniesieniach. Takie właśnie skojarzenia przychodzą do głowy od razu, gdy wspomina się jej nazwę. Werona, miasto zakochanych. W końcu jest to kraina Romea i Julii, dom słynnego, obleganego balkonu, do którego pielgrzymuje co roku ponad milion ludzi. O tej Weronie, przy odrobinie dobrej woli, szybko się jednak zapomina, gdy człowiek pozostawia za sobą wszystkie te ckliwe uniesienia młodych, niedojrzałych ludzi, tych legendarnych głupców, którzy zamiast cieszyć się życiem, odebrali je sobie w imię czegoś, co nie jest warte tego poświęcenia. Miłość miłością, ale czy jest, nawet bez miłości, coś ważniejszego i piękniejszego od samego życia? Życie toczy się w Weronie swoim własnym tempem. Powolnym. Gdy mieszkańcy północnych krajów Europy, którzy przybyli na chwilę to tego malowniczo położonego miasto, przetaczali się już o poranku przez jego puste ulice, Włosi dopiero przeciągali się w łóżku lub …

WOJAŻER

Werona. Burdel to dobry interes. Balkon Julii to biznes jeszcze lepszy

W skrócie. Dwie zwaśnione rodziny i dwójka młodych, szalenie zakochanych w sobie ludzi. Nieszczęśliwa miłość, która nie mogła skończyć się dobrze. Szekspir, który opowiedział dzieje rozpalające ludzką wyobraźnię po dziś dzień. Istnieją takie historie, które przez wszystkie minione wieki, ale także współcześnie, pobudzają ludzką wyobraźnię, przetaczają się przez popkulturę, i napędzają biznes, w tym przypadku, turystyczny biznes. Casa di Giulietta, dom Julii, to magiczny magnes, który przyciąga do Werony rzesze odwiedzających, choć samo miasto jest tak piękne i ujmujące, że zupełnie nie potrzebowałoby udawanej rezydencji, aby skusić podróżnych do jego odwiedzenia. Faktem jednak jest to, iż to właśnie dla tej nieszczęśliwej, miłosnej historii dwójki fikcyjnych postaci wykreowanych przez  wielkiego twórcę, który w Weronie nigdy nie był, do miasta ściągają tłumy zakochanych i romantycznie usposobionych ludzi. Nie trzeba daleko szukać. Minąwszy starą, rzymską Arena di Verona, szybko przechodzi się przez via Giuseppe Mazzini, deptak pełen ekskluzywnych sklepów i ludzi obładowanych markowymi torbami. Na końcu tej właśnie ulicy skręca się zaś w prawo, w via Capello i w zasadzie od razu, po lewej stronie, oczom ukazuje się tłum …

WOJAŻER

Dlaczego kawa we Włoszech jest za euro a w Polsce 2,5? Krótko o włoskiej kulturze picia kawy i braku tejże w Polsce

Kawa. Nie od tego miałem zaczynać kolejną, włoską serię. Cóż jednak, zdenerwowałem się i nie mogę, po prostu nie mogę o tym przestać myśleć. Dlaczego, psia mać, kawa w Polsce jest taka droga? W Krakowie dzień zaczynam od otwarcia kawiarki. Kupiliśmy ją w Bergamo dobrych kilka lat temu i po dziś dzień służy nam dobrze. Włosi nazywają to proste i genialne urządzenie macchinettą i używają jej od 1933 roku, gdy została wymyślona przez Bialetti. Wsypujemy do niej zmieloną arabicę, którą kupujemy w różnych sklepach i marketach, zawsze próbując odtwarzać najlepsze smaki poznane w świecie. Potem za dnia wypijam następne, zaparzone w firmowym ekspresie. Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Na koniec dnia jeszcze jedna z naszej kawiarki. To ta kawa, którą piję dla przyjemności, gdyż resztę według Magdaleny wypijam tylko z uzależnienia. Na mieście pijam z kolei rzadko, bo przy ilościach kaw, które trawię, musiałbym upłynniać jakieś 1500 zł miesięcznie. I ta liczba prowokuje mnie do napisania tego, krótkiego tekstu.  Kilkadziesią kaw. Tyle wypiłem ich w ciągu kilku …

WOJAŻER

Do Włoch latam, by nigdy nie przestać być szczęśliwym mężczyzną

Nareszcie ten moment. Chwila, gdy człowiek ma wrażenie, iż wyjeżdża z dala od wszelkich spraw, a jednocześnie czuje się tak, jakby nigdzie się nie ruszał. Nareszcie to miejsce. Niby oddzielone górami i nizinami, autostradami i granicami, a jednocześnie tak bliskie i łatwo dostępne jak PKS do Tarnowa. Nareszcie to uczucie. Pragnienie inności. Język, gesty, a nawet wygląd, wszystko inne, a jednocześnie tak bardzo bliskie i prawie zrozumiałe. Nareszcie, po kilkumiesięcznej przerwie, ponownie wyjeżdżam do Włoch. Nie mogłem w maju towarzyszyć Magdalenie w odkrywaniu zakamarków watykańskiej administracji, dlatego już podwójnie stęskniłem się za krajem, o którym nie lubię pisać, gdyż odwiedzając go, lubię nim żyć, żyć pełną piersią, inspirować się i uczyć. Jeśli czegoś z mojego obycia i stylu życia nie nauczyła mnie Magdalena, nauczyły mnie tego właśnie Włochy. Czasami lubię o Krakowie, o mojej małej ojczyźnie, myśleć jako o małych Włoszech Rzeczpospolitej, gdzie życie mija niespiesznie przy kawie i prosecco. Żyjąc w nim, marzę o Włoszech niezwykle intensywnie i często też staram się to moje włoskie marzenie po prostu spełniać. Mam wrażenie, że pisanie o Włoszech …

WOJAŻER

Post Scriptum Katowice. Do przodu dzięki kulturze. #serianowapolska

Gdy dwa tygodnie temu opublikowałem pierwszy tekst o Katowicach, wiedziałem, że przeczyta go wiele osób. Podobnie jak ja lubię śledzić to, co dzieje się w moim małym świecie, tak i Polacy lubią czytać o swoim kraju i o swoich małych ojczyznach. Wiedziałem, że odwiedzą stronę ci, którzy są wielkimi fanami miasta oraz ci, którzy z pewnością zechcą coś skrytykować. Taki już urok pisania. W #seriinowapolska, szczególnie wartościowym był dla mnie fakt, iż udało się dołożyć kolejną cegiełkę do frontu burzenia stereotypów o biednym, szarym, niezielonym Śląsku oraz nudnych, socrealistycznych Katowicach. Takie myślenie, z moich obserwacji, wciąż pokutuje w narodzie. W zmienianiu perspektywy patrzenia, pomaga moda na Katowice oraz fakt, że miasto potrafiło i potrafi tę modę bardzo dobrze wykorzystać. Po publikacji tekstu o nowoczesnych Katowicach, wpadł on w oko prezydentowi miasta, Marcinowi Krupie i jego współpracownikom. Zwrócili uwagę na jeden drobny szczegół –  nie udało mi się wejść do NOSPR. Siedzibę Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia nie odwiedziłem z błahego powodu – napięty plan i mało czasu. W minionym tygodniu znalazłem w skrzynce mailowej zaproszenie do ponownej wizyty w Katowicach. Ciekawa przemiana wizerunkowa …

WOJAŻER

Sowiecki Kijów. Przewodnik po znikającej radzieckiej utopii

Gdzieś na skraju Pieczerskiej ławry, niżej, w stronę Diepru już schodząc, starałem się przypomnieć sobie drogę ku wielkiemu pomnikowi Matki Ojczyzny. I w ławrze, i pod pomnikiem, nie byłem od siedmiu lat, choć w stolicy Ukrainy bywałem w międzyczasie wielokrotnie. O ścianę pięknie bielonej świątyni opierała się starsza kobieta, taka zwyczajna, w szarym płaszczu, schowana pod kolorową chustą przerzuconą na srebrnych włosach, podtrzymująca swoje lekko przygarbione ciało na drewnianej lasce. Patrzyła przed siebie, gdzieś daleko, tak jakby bez punktu skupienia. Postanowiłem zapytać jak dojść do pomnika matki ojczyzny. Pfffff – parsknęła kobieta – ja jestem prawosławną chrześcijanką i drogi do tego sowieckiego gówna wam nie pokażę! – prawie wykrzyczała w naszą stronę spluwając przy tym na chodnik – A Wy skąd? Z Polski? Katolicy? To sobie świątynie lepiej pooglądajcie tu, w świętej ławrze, a nie tą szmatę sowiecką. Żadna z niej matka i żadna z niej ojczyzna. Matkę to na ikonie zobaczycie! Popatrzyła znów gdzieś przed siebie, po czym uśmiechnęła się i życzyła nam miłego pobytu w Kijowie. Moja matka, ta prawdziwa, nie z ikony, stała równie bardzo zamurowana, jak i …

WOJAŻER

Katowice. Dziś po architekturę jutra jeżdżę na Śląsk #serianowapolska

Za okupacji babcia chodziła tam ze swoją mamą na handel, do Rzeszy, do kraju obcego i wrogiego, do którego miasto zostało wchłonięte już w 1939 roku. Śląsk był kluczowy dla hitlerowców. Mawiała, że była to długa droga. To chyba jedyny moment, gdy w mojej rodzinie wspominało się Katowice lub o nich w ogóle rozmawiało. Z perspektywy krakowskiej, mogłyby sobie Katowice istnieć, po prostu, jakby nie istniały, mało ważne i zupełnie nieinteresujące. Bez większego wnikania w to, że Śląsk przez dziesięciolecia ciągnął gospodarkę całej socjalistycznej Polski, traktowało się to miejsce jako zło koniecznie, które zanieczyszcza południe kraju i w którym dominuje brud, syf, kiła i mogiła. Zdaje się, że stereotyp Śląska powoli odchodzi tam, gdzie jego miejsce, czyli w nicości. A tak przecież było jeszcze przez ostatnie lata. Raz po raz słyszało się, że ten czy tamta przeprowadza się do Katowic aby odnaleźć lepszy standard życia, lepszą pracę i w ogóle, zrobić coś nowego, a przy okazji może kupić mieszkanie, wielokrotnie tańsze niż pod wawelskim wzgórzem. Spoglądało się na nich w środowisku jak na wariatów dobrowolnie jadących do …

WOJAŻER

Bardejów. Najpiękniej zapewne jawi się późną, mglistą jesienią

Najpiękniej wyobrażać sobie to miasteczko późną jesienią. Najpierw spowite chmurami i mgłą, melancholijne góry, które towarzyszą podróżnym już od ziem krakowskich, góry, które rosną im bardziej przesuwamy się w stronę Nowego Sącza. Niedługa jest potem wspinaczka w stronę Krynicy. Tuż przed sennym kurortem obija się na Tylicz i Muszynkę, w której niezauważenie opuszcza się Polskę. Niezauważenie to może nie jest jednak najtrafniejsze określenie. Mimo braku fizycznej granicy, od razu widać różnicę między prawie czterdziestomilionową Rzeczpospolitą a maleńką, kameralną Słowacją. W tym pięciomilionowym kraju nie ma domów na każdym skrawku ziemi, gospodarstw rozrzuconych wszędzie między miastami, zabudowań postawionych w najdziwniejszych punktach górzystych terenów. Natura, często zupełnie nienaruszona przez architekturę, pozostaje największym skarbem tego kraju. Domy skupione są obok siebie, wzdłuż drogi po której należy poruszać się niezwykle przepisowo. Kiedy domy się kończą, otwiera się przestrzeń. Kraina pełna pofałdowanych wspomnień, usiana drzewami, przydrożnymi kapliczkami, ciszą i spokojem. Zaledwie dwadzieścia kilka kilometrów takiej właśnie ziemi dzieli Polskę od Bardejowa, niewielkiego miasteczka uważanego za perłę wschodniej Słowacji.  Najpiękniej poznawać jest Bardejów taką jesienną porą właśnie. Przyjechawszy na miejsce w …

WOJAŻER

Seria Nowa Polska: Lublin, w objęciach Centrum Spotkania Kultur

Migawka jak przez mgłę. Autokar pełen młodzieży gdzieś na pochyłym parkingu w Lublinie, prawdopodobnie dwanaście, być może trzynaście lat temu. Komfortowa chwila, gdy człowiek, po wielu dniach zwiedzania, wtula się w fotel i czeka jedynie na powrót. Wtenczas krzyk i sekundy, które przyspieszają. Kierowca dostaje zawału, autokar powoli stacza się ze stromego parkingu. Chłopaki dobiegają do przodu i w ostatniej chwili zaciągają ręczny. Potem długie godziny na dworcu i długie godziny w pociągu do Krakowa. Bardzo długie godziny. Taki był Lublin w moich wspomnieniach – schowany gdzieś za mgłą, daleki, niekomfortowo odległy. Nie pomogła nawet żona z Lubelszczyzny, z którą wielokrotnie odwiedzałem województwo, ale nigdy jego stolicę, gdyż nawet z jej stron do Lublina było daleko. Wszystko zaczęło się w zeszłym roku. Po wielu latach podróżowania po świecie pojawiła się potrzeba stopniowego i nadal skromnego, poznania swojego własnego kraju. Tak nadeszła epoka slow travel po Polsce. W międzyczasie coraz mocniej wybrzmiewała wiara, że ojczyzna nasza jest w ruinie, że wszystko się sypie, że nic nie pozostanie. Ruszyłem więc w kraj, który miał się kruszyć u podstaw …

WOJAŻER

Masowa turystyka a wyzysk: Jak być przyzwoitym turystą?

Wakacje roku 2016 dobiegły w zasadzie końca. Sezon urlopowy, wraz z rozpoczęciem szkoły i wkrótce, roku akademickiego, odchodzi po raz kolejny do sfery wspomnień. Dla wielu nadchodzi okres byle do następnych, okres wyczekiwania wymarzonych, kolorowych wakacji z folderów biur podróży. Dla jeszcze innych, szczególnie tych, których stać na dalekie, azjatyckie podróże, nadchodzi z kolei czas spełniania marzeń. To także moment dla prawdziwych podróżników, którzy pozostawiają za sobą coraz bardziej chłodzący się kraj i ruszają na podbój dziewiczego raju, krainy kolorowych landszaftów, uśmiechniętych, orientalnych twarzy, do krainy, którą kochają ponad wszystko, ale za nic nie chcieliby się tam urodzić. Bo Azja, dla jej mieszkańców, szczególnie tych pochodzących z tak zwanych krajów rozwijających się, to nie kolorowa kaszanka, którą karmimy się na co dzień, ale kawał wytężonej pracy. Pracy dla nas, uprzywilejowanych mieszkańców wciąż bogatej północy. Sektor turystyczny to jedna z największych gałęzi światowej gospodarki, która sama wierzy, że jest tą jej częścią, która najszybciej generuje wzrost, pracę oraz przychód w biedniejszych rejonach świata. Mimo tej pięknej perspektywy, papież Jan Paweł II, sam będący miłośnikiem podróży od najmłodszych lat, nazwał swego …

WOJAŻER

Bratysława. Przewodnik na jeden dzień po jednej z najbardziej niedocenianych stolic Europy

Jest to na swój sposób intymne doznanie przyjechać i wejść w Bratysławę o piątej rano w sobotę. Śpi ona wtedy swoim prowincjonalnym snem i jedynie niedobitki brytyjskich imprezowiczów obijające się o ściany odnowionych kamienic bądź śpiący na knajpianych stolikach, uświadamiają człowieka, że nie jest to miasto opuszczone. Nad ranem w późnoletni weekend, stolica Słowacji sprawia wrażenie jakby była miastem, które należy tylko do ciebie. Przez wiele lat niedoceniana, mijana przez podróżnych pędzących do imperialnego Wiednia, wiodła swój żywot stolicy nieszczęśliwie położonej. Za blisko do Austriaków, za blisko do Węgrów, za daleko do całej reszty swojego górzystego kraju. Sam nie byłem bez winy w swoim myśleniu o tym miejscu, ale pewnego dnia, gdy zmierzałem do Wiednia i gdzieś w oddali mignął bratysławski zamek, obiecałem sobie, że kiedyś przyjadę, nie po drodze gdziekolwiek, tylko dla niej, specjalnie. Zastanawiałem się wielokrotnie nad tym kiedy, jak i właściwie dlaczego i po co? Przeglądałem relacje innych i nadal nie byłem przekonany, aż pewnego dnia znalazłem klucz – większość relacji ze stolicy Słowacji miała zimowe lub jesienne zdjęcia, ludzi w kurtkach …

WOJAŻER

Dawniej brody wyrażały światopogląd, dziś brak żyletek. Nie w Iranie

Przepraszam, że zadam Ci takie niedyskretne pytanie – zapytał recepcjonista w moim ulubionym hotelu tuż poniżej Hagia Sofia w Stambule – czy jesteś żydowskim szpiegiem? Wybuchłem śmiechem, popatrzyłem na jego poważną minę, uspokoiłem się i zupełnie poważnie odpowiedziałem – nie, nie jestem. Dlaczego pytasz? Spojrzał na mnie i zaciągając się papierosem przed wejściem na recepcję, odpowiedział – A nic, ta broda, nos, podróże, paszport pełen pieczątek, wiesz… wyglądasz po prostu, ale zdajesz się być fajnym człowiekiem, więc pewnie nie. Mehmet był człowiekiem ciekawym świata, który zadawał pytania bez najmniejszego skrępowania, toteż każdy powrót do hotelu kończył się ciekawą dyskusją na papierosie. Od tamtej rozmowy w 2012 roku, moda zmieniła się zupełnie. Brody wyrosły w ostatnich latach na twarzach Europejczyków jak grzyby po deszczu. Już nawet nie lekkie zarosty we włoskim stylu, ale pełne, bujne krzaki niczym u skandynawskich drwali. Są jednak miejsca na świecie, gdzie broda, oprócz uczynienia z człowieka członka hipsterskiego mainstreamu (ależ oksymoron!), mówi o nim znacznie więcej. Opowiada o jego przynależności społecznej, o poglądach, o tym, z kim mamy do czynienia. Takim miejscem jest na przykład Islamska Republika Iranu, …

WOJAŻER

Piwniczna-Zdrój. Na źółtym szlaku do przeszłości

Do Piwnicznej jechałem kiedyś czerwoną Skodą 105. Lato, jak każde w tamtych czasach, bywało suche i przeplatane gwałtownymi ulewami, które nadchodziły popołudniami i czasem przeciągały się do późnego wieczora. Skoda nigdy nie była wybitnym pojazdem. Ojciec planował żółte Yugo, według niego o wiele sprawniejsze, solidniejsze, bo jugosławiańskie, jednak Lucyna uparła się na czechosłowacką, czerwoną skodę. Sto piątka nie należała do specjalnie seksownych pojazdów, szczególnie wtedy, gdy chłodnica dymiła niczym lokomotywa, gdy auto wspinało się resztką sił na wzniesienia za Limanową, by potem, z niejaką ulgą, zacząć opadać w kierunku Nowego Sącza. Stamtąd już tylko niewielki, rozłożony w beskidzkiej dolinie, kawałek zaniedbanej drogi, dzielił nas od miasteczka, które po dziś dzień pachnie młodością, naszą młodością. Przyjeżdżaliśmy tam całą rodziną, całą czwórką, którą teraz widuję tylko na zdjęciach: szczęśliwi, pełni prostej beztroski. Rynek w Piwnicznej był pierwszym przystankiem. Tam, zaraz po wjechaniu do miasteczka, poszukiwaliśmy lodów zwanych włoskimi. Nigdy do końca nie wiedziałem, co w nich było włoskiego. Lata później, spacerując po miastach Italii, poszukiwałem kręconych, śmietankowych lodów z lodowej maszyny wyciskającej je wprost do wafla, jednak nigdy …

WOJAŻER

Czasami chodzi tylko o to, żeby nie być bucem. W poszukiwaniu trzeciej drogi między życiem a podróżą

Odkąd wynaleźliśmy społeczeństwo konsumenckie, gospodarka musi stale rosnąć. Jeśli nie rośnie, mamy wielką tragedię. Wymyśliliśmy całą górę zbędnych potrzeb, kupowanie nowego, wyrzucanie starego. To marnowanie naszego życia! Kiedy coś kupuję, kiedy Ty coś kupujesz, nie płacisz za to pieniędzmi. Płacisz godzinami swojego życia, które spędziłeś na zarabianiu tych pieniędzy. Życie to jednak jedyna rzecz, której za pieniądze kupić nie można. Życie tylko się skraca. To jest żałosne, by marnować życie i wolność w ten sposób. Jose Mujica, prezydent Urugwaju. Project HUMAN wchodzi właśnie na ekrany kin. Z całego tego filmu okraszonego nieziemskimi widokami kręconymi z lotu ptaka, wbija się w pamięć wiele twarzy oraz wiele ludzkich historii, nieraz bardzo prostych, ale zawsze fascynujących, nieraz inspirujących, czasami po prostu niezwykle wzruszających, gdy ludzie z najdalszych zakątków świata opowiadają historie, które zdaje się, że i my właśnie przeżywaliśmy. I pośród nich Jose Mujica, niezwykle skromny człowiek, przy okazji prezydent niewielkiego, południowoamerykańskiego kraju, który sprawia, że zasiadam do klawiatury, aby myśli przelać na papier. Człowiek, który, raz na jakiś czas, nie przechodzi przez etap autorefleksji, traci bardzo dużo. Zapewne pędzi …

WOJAŻER

Prypeć miała zapach miłości i smak młodości. Potem przyszła katastrofa

Pierwszy raz spojrzał na nią na prospekcie Lenina. Arterie były wtedy tak szerokie i wietrzne, otwarte przestrzenie gromadziły lub przepuszczały całe masy świeżego powietrza, którym oddychał on, podobnie jak oddychało całe miasto. Czasami tęsknił do swojej zachodniej, zakarpackiej Ukrainy, do której wracał jeszcze czasami, by odwiedzić pozostawionego tam ojca. Był już jednak człowiekiem miasta, nową generacją socjalistycznego człowieka, dla którego Prypeć, powstałe zupełnie niedawno miasto, stanowiło idealną realizację perfekcyjnego konceptu urbanistycznego. Miasto idealna, miasto słońca, miasto młodej generacji. Wszystko, co potrzebne do życia, było na miejscu, na wyciągnięcie ręki. Może poza cerkwią, o której nikt nigdy w tym miejscu nie pomyślał. Odpalając kolejnego papierosa spoglądał na pewną kobietę, na jej nienaganny strój w odcieniu niespotykanego do tej pory granatu i na tę amarantową apaszkę przepasającą jej szyję. Stała i patrzyła w niebo, wyglądała jak jedyna osoba na świecie, która zatrzymawszy się na chwilę, zauważa coś poza zwykłym, tygodniowym pędem. Czas. Jednostka bezcenna, mierzalna, ale ulotna. Robiąc krok do przodu, mijając bramę strefy, wstępuje się w krainę, gdzie kruchość ociera się o wieczność, gdzie czas zatrzymany współistnieje obok czasu, …