Coś w okolicach deportacji, ale z happy endem

Fizyk w podróży

Coś w okolicach deportacji, ale z happy endem

Betonowy pomnik z siedemdziesiątego trzeciego

Fizyk w podróży

Betonowy pomnik z siedemdziesiątego trzeciego

Płodozmian i trójpolówka

Fizyk w podróży

Płodozmian i trójpolówka

La Guajira: zgub się na pustyni

Fizyk w podróży

La Guajira: zgub się na pustyni

Fizyk w podróży

Jadłem krokodyla

Wjechałem w Los Llanos, znaczy się w równiny. Krajobraz prorządowy, świat ma zapach mango. Na obiad zjadłem krokodyla. Nie był dobry. Ale przynajmniej jak mi ludzie będą zadawali jedno z tych pytań na które nigdy nie potrafię odpowiedzieć, albo wzruszam ramionami, tzn. w tym wypadku: "I co, i co, i co, jadłeś coś dziwnego?", no to będę mógł powiedzieć, że tak, stary, jadłem krokodyla. "I co, i co, i co, jak smakował?". Jak zeschła sardynka. W pomidorach.[Jest taka scena w Persepolis, jak dziewczynka wraca z Europy do Iranu i przychodzą wszyscy z pytaniami. Właśnie tak, właśnie o te pytania mi chodzi.]Siedziałem teraz dwa dni w Santa Rosalia. Takie miasteczko z tych, w których nie dzieje się nic, grube baby siedzą przed domami na plastikowych krzesłach i gadają o loterii i tańczącej oślicy z cyrku, który przyjechał dwa dni wcześniej. Zaprosiła mnie do domu pani Maria, która - jak przystała na to święte i szlachetne imię - klnie jak szewc i sprawdza, czy wszystko zjadłeś. Na głównym placu główne budowle: posterunek policji i kościół. I na tym właśnie placu ją spotkałem. Godzina szesnasta trzydzieści.- Dzień dobry, jak się państwo miewacie? [bo to grupa osób była]- Dzień dobry, wspaniale, a ty?- No ja również, tylko głodny jestem. Czy gdzieś tu sprzedają jedzenie o tej godzinie?- No masz pecha, bo właśnie zamknęli. A co ty chcesz zjeść? - pyta niska, grubiutka pani, która przypomina żeńską wersję Chaveza, nawet włosy ma krótkie, a imię jej Maria.- Cokolwiek!- To idź do sklepu, kup napój, ja ci dam.Stałem tak przez chwilę bezradny, trochę ze zmęczenia, trochę myśląc co mi właściwie da i o co chodzi z tym napojem, więc Maryśka przerwała zaraz tę ciszę:- No chyba że wodę będziesz pił. Chodź, mieszkam tu na rogu.Dała mi rybę, ryż i fasolę. Z cukrem. Na równinach jedzą czarną fasolę z cukrem. Smakuje lepiej niż krokodyl. Chociaż i tak wolę tę niesłodką.Okazało się, że nie umiem mówić po hiszpańsku. Zmartwiło mnie to. A potem pocieszył mnie fakt, że ksiądz, jak przyjechał kilka lat temu, to też nie umiał. Ale już się nauczył i mówi jak nasz. Ksiądz jest z Meksyku.Kocham Santa Rosalię.To tego, muzyki Wam dam llanerowej. Ludowej. U nas muzyka ludowa współczesna jest na keybordach i się nazywa disco polo, a na równinach grają na bandoli. A już mówiąc konkretnie o poniższym nagraniu: przełknijcie ten wstęp mówiony, bo potem zaczyna się dobra jazda.

Nad Brazylią zapada już zmrok

Fizyk w podróży

Nad Brazylią zapada już zmrok

Kołaczcie, a otworzą wam

Fizyk w podróży

Kołaczcie, a otworzą wam

Film grozy [wideo, z trasy]

Fizyk w podróży

Film grozy [wideo, z trasy]

Rzeźnik, kierowcy, hamaki i aniołowie [z trasy]

Fizyk w podróży

Rzeźnik, kierowcy, hamaki i aniołowie [z trasy]

Wpis z Caracas [z trasy]

Fizyk w podróży

Wpis z Caracas [z trasy]

Świat do góry nogami według Eduardo Galeano

Fizyk w podróży

Świat do góry nogami według Eduardo Galeano

„Sto trzydzieści lat temu, po wizycie w krainie czarów, Alicja przeszła przez lustro aby odkryć świat odwrócony. Jeśli Alicja narodziłaby się ponownie w naszych czasach, nie potrzebowałaby przekraczać żadnego lustra: wystarczyłoby jej wychylić się przez okno.” - takim stwierdzeniem, wyróżnionym z tekstu głównego, Galeano rozpoczyna swoją rozprawę „Do góry nogami: szkoła świata odwróconego” [Patas arriba: la escuela del mundo al revés, pierwsze wydanie: 1998], w której krok po kroku pokazuje, jak w naszym świecie czyny, deklaracje, zwyczaje i opinie stanęły zupełnie na głowie. Pierwszy rozdział rozpoczyna od sprecyzowania tej ogólnikowej metafory: świat do góry nogami nie ceni szczerości, karze za pracowitość, nagradza brak skrupułów, a jego prawem naturalnym, wśród chóralnych śpierwów na temat równości i braterstwa, pozostaje wyzysk jednych kosztem drugich. Wszystko to brzmiałoby jak stek poczciwych narzekań, jakby nie to, że na kolejnych stronach znajdujemy całą panoramę bardzo konkretnych przykładów: od zmyślnie zatajanych faktów na wyżynach geopolityki po szarą codzienność, której paradoksy stały się nam tak powszednie, że dawno już przestaliśmy je zauważać. Zgodnie z tematyką większości prac Galeano, celownik ironicznych uwag najchętniej z lubością przechodzi z tak zwanej liberalnej gospodarki do obyczajów kultywowanych przez społeczeństwo konsumpcyjne, i spowrotem. I tak wśród przykładów znajdziemy fakt, że kraje które obecnie najbardziej nawołują do włączenie się w wolny rynek: Wielka Brytania i Stany Zjednoczone, to „przypadkowo” dokładnie te same, których gospodarki wyrosły na gruncie najściślejszego z protekcjonizmów. Autor nie ogranicza się do sformuowań ściśle politycznych i chętnie przytacza konkretne zarządzenia, jak zakaz sprzedawania przez amerykańskich farmerów południa wełny na eksport. Materiał miał zostać w kraju, potem ewentualnie sprzedany na zewnątrz jako gotowy, przetworzony i odpowiednio droższy wyrób, natomiast w Anglii sprawdzano aż po grób, tzn. czy aby nieboszczyk chowany jest na pewno w krajowym, a nie importowanym fraku. Brzmiałoby to zupełnie logicznie, jakby nie fakt, że w tym samym czasie – i po dzień dzisiejszy – te same tzw. kraje rozwinięte wyciągają od tzw. rozwijających się nieprzetworzone materiały o jak najniższej cenie, na różne sposoby – również opisane w książce – blokując rozrost rynku wewnętrznego kraju. Same natomiast ekonomie anglofonów otworzyły się dopiero, gdy poczuły się wystarczająco silne, i zaczęły zaprowadzać na świecie wolny rynek, zazwyczaj ogniem i mieczem. I tak gdy Paragwaj w latach sześćdziesiątych dziewiętnastego wieku wciąż opierał się zalewowi brytyjskich produktów, uparcie rozwijając własny przemysł, wyspiarscy bankierzy opłacili wojnę, w której wymordowano trzy czwarte (!) paragwajskiej populacji. Po 1870 roku „wolna” gospodarka Paragwaju pokornie kupowała już wszystkie produkty zza oceanu. Dziś stosuje się o wiele bardziej wyrafinowane metody rozszerzania rynku zbytu – których opisy również znajdziemy w książce - chociaż ilość „wypadków” śmiertelnych świętej krucjaty wolnego rynku nie maleje. Wymianiene przykłady autor zgrabnie wiąże narracją opartą na kontrastowaniu, szczodrząc czytelnikowi smakowitych zestawień mniej lub bardziej znanych faktów. Po przytoczonych słowach Roosevelta: „Żaden triunf pokojowy nie jest tak wspaniały jak zwycięztwo w wojnie” autor komentuje: „w 1906 roku przyznano mu Pokojową Nagrodę Nobla”. Do tego dochodzą ciekawostki, w tym cały cykl napisów na murach, jak ten z Buenos Aires: „Walcz z głodem i ubóstwem: zjedz sobie biedaka!”.Świat stoi na głowie: inwestycje zagraniczne pomagają najbardziej samym inwestorom i pogłębiają nierówności w kraju inwestycje przyjmującym, to co w mediach chrzci się mianem „pomoc międzynarodowa” to zwykła pożyczka na wyjątkowo niekorzystnych warunkach (pożyczę ci, ale będziesz kupował tylko u mnie), cierpiąca 75% zarażeń AIDS Afryka dostaje około... 3% środków, jakie organizacje międzynarodowe przekazują na cele walki z chorobą, tak zwyczajne rzeczy jak oddychanie czy bezpieczne chodzenie po ulicach w wielkich miastach (chodzi tu głównie o Amerykę Łacińską) staje się niedostępnym luksusem, śmierć obywatela Stanów Zjednoczonych podczas wojny domowej w Gwatemali wywołuje światową konsternację, podczas gdy dziesiątki tysięcy mordowanych chłopów gwatemalskich nie doczekują się niczyjej uwagi, świat błyskawicznej komunikacji którego społeczeństwo osiągnęło mistrzostwo w braku zrozumienia i zgoła komunikacji braku. Najbardziej może szokuje przykład argentyński: podczas tamtejszych czystek w czasie wojskowej dyktatury wyrzucano wrogów politycznych do Atlantyku. W liczbie dziesiątek tysięcy. Marka jeansów Diesel reklamowała się obrazem kilku osób przykutych do betonowych brył na dnie oceanu i hasła „To nie są twoje pierwsze jeansy, ale mogą być ostatnie. Zostawisz przynajmniej pięknego trupa”.[No son tus primeros jeans, pero podrían ser los últimos. Por lo menos dejarás un hermoso cadáver.]W pewnym sensie książkę można traktować  jako uaktualnioną i lżejszą wersję „Otwartych żył Ameryki Łacińskiej”, koronnego dzieła Galeano wydanego trzy dekady wcześniej, która serwuje czytelnikowi naukową precyzję wyjaśnień, cytowań, liczb, kwot, dat i nazwisk. W „Do góry nogami” znadziemy więcej ciekawostek, literackich zabiegów i uogólnień, przez co lektura staje się łatwiejsza, ale czasem brakuje jej precyzji. Są miejsca, w których stwierdzenia Galeano zręcznie uchwyci czytelnik „Otwartych żył”, ale ktoś, kto nie czytał pierwszego dzieła, może poczuć się zagubiony. Tym niemniej „Do góry nogami” rozszerza spektrum tematyczne: autor wychodzi za ścisłe ramy Ameryki Łacińskiej i obejmuje analizą cały współczesny świat - zaniedbując jednak Azję - dostrzegając przekłamania nie tylko na własnym kontynencie (Galeano jest Urugwajczykiem), ale na wszystkich ziemiach i oceanach, nie wyłączając Europy. Stary Kontynent jest jednak chyba jedynym, który raz czy dwa na 350 stron lektury dostaje drobną pochwałę.Czytanie idzie błyskawicznie. Zachłanne trawienie kolejnych stron to zasługa przede wszystkim wciągających historii i zaskakujących faktów, zaostrza je jednak forma: zaczepno-ironiczny styl autora, liczne porównania, zestawienia, pytania retoryczne i wszystko co składa się na tzw. lekkie pióro. Niebanalne jest też samo wydanie, ozdobione szkicami meksykańskiego artysty Jose Guadelupe Posady, które wzmacniają wyrazistość przekazu.Jedna z grafik PosadyTekst główny wzbogacono wstawkami w ramkach, w których znajdziemy mniej lub bardziej związane z omawianym problemem spostrzeżenia poboczne, sytuacje z życia codziennego, dygresje, a także dowcipy, rysunki i ciekawostki językowe. Na dwudziestej siódmej stronie w ramce zatytułowanej „Wyjątek” autor podaje: „Istnieje jedno jedyne miejsce gdzie północ i południe [w książce północ i południe funkcjonują zamiennie jako określenia świata bogatych i biednych] konfrontują się na równych warunkach: jest to boisko do piłki nożnej w Brazylii, w delcie Amazonki. Linia równika tnie na połowy stadion Zerao w Amapa, w taki sposób, że każda z drużyn gra pierwszą połowę na południu, a drugą na północy.”Lektura pobudzająca swoją żywością, odświeżająca bystrością umysłu Galeano, edukująca zbiorem niezbyt znanych faktów i w żadnym razie nie nudząca. Jeśli tylko mój hiszpański zbliży się nieco bardziej do biegłości literackiej (może za rok?) to z chęcią wam przetłumaczę. No, chyba, że mnie ktoś uprzedzi, zachęcam. Bo książeczka ta może się nam, Polakom, bardzo przydać, jakośmy wszyscy niemal, po 89', zaczęli bezkrytycznie łykać jak te młode pelikany wszystko, co ma nalepkę rozwojowego, wolnorynkowego i nowoczesnego. A warto wiedzieć, że za tymi napisami często kryją się niezwykle mało zachęcające realia i konsekwencje. Póki co polskiemu nie mówiącym po hiszpańsku czytelnikowi pozostaje równie godna polecienia książka Galeano, wymienione już „Otwarte żyły Ameryki Łacińskiej” [wydane w Polsce przez Wydawnictwo Literackie w 1983, tłumaczenie: Irena Majchrzakowa].DodatekGaleano serwuje swoje dodatki w ramkach, ja podam jeden na końcu tekstu. „Do góry nogami: szkoła odwróconego świata” [link do wydania online w języku hiszpańskim], jak sama nazwa wskazuje, ma formę kursu szkolnego. Jego plan przedstawia się następująco:Szkoła odwróconego świataUcząc na przykładzieUczniowieKurs podstawowy niesprawiedliwościKurs podstawowy rasizmu i maczyzmuKatedry strachuNauka strachuPrzemysł strachuLekcje kroju i produkcji: jak uszyć wrogów na miaręSeminarium z etykiPrace praktyczne: jak triumfować w życiu i zdobyć przyjaciółLekcje przeciw nieprzydatnym nałogomLekcje magisterskie z bezkarnościModele do analizyBezkarność polujących na ludziBezkarność niszczących planetęBezkarnośc świętego silnikaPedagogia samotnościLekcje na temat społeczeństwa konsumpcyjnegoInensywny kurs braku komunikacjiKontraszkołaZdrada i obietnica końca tysiącleciaPrawo do bredzenia

Ameryka Środkowa: nauka powolnej jazdy

Fizyk w podróży

Ameryka Środkowa: nauka powolnej jazdy

Pożegnanie z Morzem Karaibskim

Fizyk w podróży

Pożegnanie z Morzem Karaibskim

Rowerem po Belize, czyli w 10 dni dookoła świata

Fizyk w podróży

Rowerem po Belize, czyli w 10 dni dookoła świata

Fizyk w podróży

Ej dziewczyny, mam rower!

... czyli kolejny raz o wyższości starego roweru nad nowym.W Maracaibo Americo radził, żebym do Caracas lepiej się nie zapuszczał. Bo rower na pewno mi ukradną. Wenezuela, szczególnie w czasie obecnego kryzysu, stawać się ma coraz bardziej niebezpieczna, zwłaszcza zaś jej stolica.Mój rower stał na korytarzu, a Americo wyszedł po bułki i wrócił.- Wojtek, wiesz co, widziałem Twój rower. Właściwie to możesz jechać do Caracas.- No, mówiłem ci, że ten rower...- Tak, tak, właściwie to możesz nim jechać wszędzie.Ja nie wiem, czy to była obraza, czy nie, ale zaleta możliwości jechania wszędzie jest niezaprzeczalna! Jakby to powiedział Łona: "może nie wygram w tym wyścigu, ale ludzie, ile ja mam przygód!" 

W Wenezueli jest bezpiecznie

Fizyk w podróży

W Wenezueli jest bezpiecznie

W roli kucharza

Fizyk w podróży

W roli kucharza

Wenezuela - pierwsze wrażenia

Fizyk w podróży

Wenezuela - pierwsze wrażenia

Mompox - moja ulubina prowincja

Fizyk w podróży

Mompox - moja ulubina prowincja

Przekroczyć Darien? Mieszkać w Darien!

Fizyk w podróży

Przekroczyć Darien? Mieszkać w Darien!

Co robi św. Stanisław Kostka w Kolumbii + rok w podróży

Fizyk w podróży

Co robi św. Stanisław Kostka w Kolumbii + rok w podróży

Bogactwo

Fizyk w podróży

Bogactwo

Jak przekroczyć przesmyk Darien?

Fizyk w podróży

Jak przekroczyć przesmyk Darien?

Kiedy pytają mnie... jakiej muzyki słucha się w Polsce?

Fizyk w podróży

Kiedy pytają mnie... jakiej muzyki słucha się w Polsce?