Podróże rowerowe
Kosowo i Serbia. Czy na Bałkanach nadal wrze?
Początek lipca. Pędzimy autem przez Serbię w stronę Raski. W głośnikach auta dudnią przeboje z serbskiej sceny pop i folk z lat 90-tych. Gwiazdy sprzed niemal 20 lat o tlenionych włosach i silikonowych ustach śpiewają rzewne melodie. Te same gdy serbscy czetnicy szli na Kosowo w dziewięćdziesiątym dziewiątym, a bałkański kocioł wrzał znów, by zaledwie osiem lat temu zakończyć się odłączeniem się Kosowa od Serbii. Zmierzamy właśnie tam, by zajrzeć pod pokrywkę i sprawdzić czy na Bałkanach nadal czuć wrzenie? Docieramy do Raski – średniowiecznego miasta w starej Serbii. Czystą serbskość zwiastują powiewające flagi z mocarstwowym orłem o dwóch głowach. Ale to złuda, dawni albańscy mieszkańcy nadal tu są, w porozrzucanych po okolicy masowych grobach. W Rasce pożywiamy się sznyclem Karadzordzia. Podłużny, zawijany kotlet, z którego wylewa się obficie ser, to sznycel symboliczny. Danie to słowiańskie, bogate, nazwane na cześć serbskiego księcia Karadjorde Petrovica, przywódcy pierwszego antytureckiego powstania. Podkreśla znaczenie Serbii jako tej, której turecka powódź nie zatopiła mimo pięciu wieków osmańskiej niewoli. Wszak wszędzie indziej na Bałkanach narodowe potrawy to wschodni kebab, burek czy czewapecze – potrawy pasterzy i wschodnich najeźdźców. U przesympatycznej właścicielki restauracji, zostawiamy auto i przesiadamy się na rowery. Drogą 31 wijącą się przy wstędze rzeki Ibar ruszamy do Kosowa. I choć przekraczamy granice, to nadal jesteśmy w Serbii. Świadczą o tym auta bez tablic. To na znak protestu, że „Kosowo je serbskie”, kierowcy, których wielka polityka oddzieliła od kraju, odmawiają rejestrowania aut w Kosowie. Serbskość objawia się też zatkniętymi na latarnie proporcami oraz gigantyczną flagą w ruinach zamku. A jesteśmy już w Kosowie… Geopolityka rysowana kreską mocarstw dzielących kraje wg swoich interesów swoje a ludzie swoje. Nietrudno zresztą dziwić się goryczy wielu Serbów. W Kosowie pozostawili swoje najświętsze monastyry np. Gracanicę – o randze naszej Częstochowy, czy Kosowe Pole – miejsce bitwy z Turkami, taki serbski Grunwald. Walka na spray-e FUCK YOU NATO, NATO GO HOME, KOSOWO JE SRBSKO czy symboliczne 1393 – data bitwy na Kosowym Polu – walczy tu z muralami wielbiącymi wojowników z UCK. Wszystkiemu przygląda się z plakatu wujek Wladymir…a gdzie wpływ amerykański większy – wujek Bill z pomnika. Symboliczny podział czuć w Mitrowicy. Lub jak kto woli kosowskiej Mitrowicy, gdzie na moście nad rzeką Ibar, dzielącym dzielnicę serbską i kosowską wciąż stacjonuje transporter opancerzony. Tu gdzie stoimy zresztą, kilka lat temu skoczyli sobie do gardeł mieszkańcy obu stron miasta. Po środku zaś znaleźli się polscy policjanci wysłani tu na nie swoją, tlącą się w ściółce miasta, wojnę. Dziś jest spokojnie, na moście spotkać można tylko znudzonego włoskiego żandarma, który w idealnie skrojonym mundurze poprawia beret w lusterku. Ale to pozorny spokój. – Gdybyśmy dziś zniknęli, jutro wszyscy znów wszyscy zaczęliby ze sobą walczyć – mówią nam polscy żołnierze KFOR spotkani gdzieś dalej. Ich słowa potwierdza Polak pracujący w Kacaniku, mieście kosowskich Albańczyków – Tu każdy ma broń i potrafi jej użyć. Większość tych facetów, których widzicie w knajpie, gdy na miasto szli serbscy czetnicy Milosevica, pognała rodziny w góry, a sami bronili się do upadłego. Pewnie dlatego serbska enklawa czy zabytkowa cerkiew wielokrotnie atakowane, to twierdze pilnowane przez KFOR-owskie wojsko. Tuż przy granicy Jest już połowa lipca. Opuszczamy Serbię w Suboticy pod granicą z Węgrami. Żegna nas ciepły letni wiatr. Po przydrożnych rowach koczują na walizkach i torbach nieliczne grupki śniadych mężczyzn, kobiet w chustach i brudne dzieci. Wtedy nie wiedzieliśmy, że niebawem będą ich setki, a potem tysiące i że w okamgnieniu urosną na granicach druty kolczaste. I że ciepły lipcowy wiatr wiał wtedy z Syrii, a Bałkany znów wrą, tylko kocioł jakby większy. Foto: Mateusz Korsak, Paweł Wielgan i Andrzej Dzich The post Kosowo i Serbia. Czy na Bałkanach nadal wrze? appeared first on PODRÓŻE ROWEROWE .